Dramatyczne fakty, wielodniowe poszukiwania i tragiczny finał. Śmierć 5-letniego Dawidka wstrząsnęła całą Polską. Chłopczyk został zamordowany przez swojego ojca. Paweł Ż. miał zadać Dawidkowi jedenaście ciosów nożem w okolice serca. Chłopiec został zaatakowany przez ojca w foteliku, gdy byli w samochodzie. Kilka godzin później mężczyzna popełnił samobójstwo rzucając się pod nadjeżdżający pociąg. W pobliżu dworca kolejowego w Grodzisku Mazowieckim Paweł Ż. porzucił samochód.
Polecany artykuł:
To właśnie badania porzuconej skody pozwoliły ustalić, że Paweł Ż. prawdopodobnie przewoził w samochodzie zwłoki. Do tych ustaleń dziennikarze "Super Expressu" dotarli jako pierwsi, o czym informowaliśmy w piątek 12 lipca. Informacje potwierdził inspektor Krzysztof Smela, który dowodził akcją.
Czytaj także: Poszukiwania 5-letniego Dawida. Przerażająca hipoteza śledczych po przebadaniu auta
- W czwartek, 11 lipca, chwilę po rozpoczęciu oględzin samochodu, wiedzieliśmy, że w środku jest krew. Następnego dnia, w piątek wieczorem, po badaniach genetycznych, mieliśmy potwierdzenie, że w aucie jest krew poszukiwanego chłopca. Wtedy byliśmy już przekonani, że najgorsza z hipotez staje się najbardziej prawdopodobna - powiedział inspektor Krzysztof Smela,w rozmowie z Kamilem Siałkowskim, dziennikarzem Gazety Wyborczej.
Tragiczny finał poszukiwań
Ciało 5-letniego Dawidka śledczy odnaleźli w sobotę po godzinie 13. Zwłoki chłopca leżały przykryte liśćmi i ziemią, tuż przy zbiorniku retencyjnym znajdującym się przy ekranach akustycznych stojących wzdłuż autostrady A2. Wciąż nie udało odnaleźć się narzędzia zbrodni.