To był dom z duszą i historią. Miał ponad sto lat, nie nadgryzł go ząb czasu ani nie zniszczyła wojna. W tym drewniaku pani Genowefa wydała na świat pięć córek. Podczas okupacji nikt nie wychodził od babci Gieni z pustym żołądkiem. W drewniaku, który stoi w centrum Czepielina spotykali się partyzanci i Żydzi, którzy uciekali przed okupantem. Na panią Genowefę każdy mógł liczyć i znaleźć u niej schronienie. - Pragnę, by mój rodzinny drewniak został odbudowany, bo wszyscy mamy do niego ogromny sentyment - mówi Janina Kobylińska (83l) córka babci Gieni. - Kiedy inne siostry wyprowadziły się ja zamieszkałam razem z mamą. Opiekowałam się nią do ostatniego dnia jej życia, kiedy to spaliła się we własnym łóżku.
Bardzo rozpaczam, że los jednego dnia zabrał mi matkę i dach nad głową. Nie wyobrażam sobie bym mogła na stałe zamieszkać gdzie indziej. Chciała by żeby dobrzy ludzie pomogli mi odbudować mój rodzinny dom - ociera łzy z policzka. Do pożaru doszło 7 marca w południe. Pani Janina z synem i jego rodziną pojechała na mszę do kościoła. Pozostawiła mamę na materacu do masażu, który był włączony do prądu. Po powrocie z nabożeństwa nie weszła już do swojego domu. Wszystko się paliło, a strażacy z ognia wynieśli nieżyjącą już Genowefę Łukasiuk (+104 l.) mamę pani Janiny.
Wszyscy, który chcieliby pomóc staruszce w odbudowie drewniaka mogą wpłacać pieniądze:
Dom dla Jasi - pomoc po pożarze
Polecany artykuł: