Po naszej wizycie w Zarządzie Gospodarki Mieszkaniowej, pracownicy podpisywali pismo, w którym bronią dyrektora przed oskarżeniami ze strony sekretarki. - Pismo krążyło po piętrach. Trafiało do osób, które nawet o tym nie słyszały -usłyszeliśmy od osoby z otoczenia. W dokumencie, do którego dotarliśmy urzędnicy rzeczywiście zaprzeczają, by dochodziło do sytuacji, o której wspominała w skardze młoda sekretarka.
PRZECZYTAJ TEŻ: Wstrząsający widok, ludzie LEŻĄ na ulicy w centrum Warszawy! Ogromne utrudnienia [ZDJĘCIA]
- Zapewniamy, że Bartłomiej K. jako dyrektor ZGM-u umożliwił nam w sposób normalny wykonywanie naszej pracy, czego efekty widać gołym okiem. Pan dyrektor stworzył nam przyjazne warunki pracy, gdzie wszyscy do siebie odnosimy się w sposób koleżeński oraz z należytym szacunkiem. Z całą pewnością sposobu bycia pana Bartłomieja K. nie można zakwalifikować do niezgodnego z prawem. Nie zauważyliśmy także niestosowanego zachowania w stosunku do skarżącej. Nie wiemy, co kierowało naszą koleżanką pisząc takie szkalujące pismo. Potwierdzamy, że zachowania dyrektora w stosunku do nas są jak najbardziej właściwe. Pismo piszemy dobrowolnie w imieniu własnym, ponieważ czujemy niesmak po podaniu do publicznej wiadomości nieprawdziwych twierdzeń - napisali pracownicy.
Pismo trafiło do Linii Otwockiej, lokalnej gazety, która jako pierwsza nagłośniła sprawę. Jak udało nam się dowiedzieć nie wszyscy je podpisali. Na liście widnieją znajomi dyrektora, w tym żona radnego, ciotka dyrektora oraz brat kolegi ze spółki, z którą współpracował Bartłomiej K. Listę podpisał też świeżo zatrudniony pracownik, który o sprawie nic nie wiedział. Widnieje też na niej informatyk , który dla firmy pracuje tylko na zlecenie. O tym co się działo na terenie urzędu według pokrzywdzonej wiedziała większość urzędników. Nikt jednak nie odważył się stanąć w jej obronie i przerwać niestosownych zachowań dyrektora. Wykończona psychicznie dziewczyna napisała skargę do miasta. Zawiera ona kilka kartek. Urzędniczka twierdzi, że była mobbingowana i upokarzana przez przełożonego. - Jeśli nie umówi się pani z kolegą, nie zarobię przez panią 30 tysięcy- pisze w skardze dziewczyna. - Bartłomiej K. śmiał się, że jadł dzień wcześniej sushi, które narzeczony przyniósł do urzędu najładniejszym panienkom. Po chwili wziął telefon i zadzwonił przy mnie do tych dziewczyn, czy dostały w dniu dzisiejszym sushi od mojego narzeczonego. Po chwili uśmiechnął się szyderczo i wyszedł z pokoju rozmawiając z paniami z urzędu - dodaje w skardze ofiara.
- Gdy byłam w dziale księgowości wyśmiewał się, że jestem zdradzana przez narzeczonego. Wszystko słyszały pracownice księgowości ZGM – czytamy w piśmie. Odwiedziliśmy dwukrotnie siedzibę ZGM. Zapytaliśmy pracowników, czy wiedzieli o tym, co się działo na terenie urzędu. Jak stwierdzili, słyszeli o tym, ale nie chcieli komentować tej sytuacji. Dyrektor nie odpisał na nasze maile oraz nie odebrał telefonu. Kiedy próbowaliśmy wejść do jego biura, żeby z nim porozmawiać zabarykadował się w gabinecie i nie chciał wyjść. Jego drzwi pilnowali pracownicy. Urzędnicy bronią dyrektora. Rada Miasta zagłosowała za tym, by to prezydent Otwocka powołał komisję i rozpatrzył skargę sekretarki.
Nam udało się porozmawiać z byłą już pracownicą ZGM-u. - Jeśli chodzi o mobbing jestem za tą dziewczyną. Ona ma nerwy zszargane. I to co ona przeżywa nikt nie jest w stanie zrozumieć. Ja ją podziwiam, że odważyła się napisać skargę. Pracowałam w ZGM i wierzcie mi to co się tam dzieje to obłuda. Bartłomiej K. zwolnił mnie pół roku przed okresem ochronnym, tylko dlatego, że na moje zastępstwo przyszła znajoma z góry. Potraktowali mnie okropnie, śmiejąc mi się prosto w oczy. Nie poszłam na skargę, bo wszystko zamiatane jest pod dywan. Szkoda mi pracowników, bo żyją tam pod wielką presją. Traktuje ludzi przedmiotowo i upokarza. Podziwiam tę osobą, brawa dla niej – napisała pani Beata.