Załamani, zmarznięci i źli! Kibice, którzy z całej Polski przyjechali do stolicy na mecz, długo nie zapomną tego lodowatego marcowego wieczoru. Niestety, wspomnienia do najmilszych nie będą należały. A jeszcze wczesnym wieczorem w drodze na Stadion Narodowy mimo pogody atmosfera wśród kibiców była gorąca. Komunikacja dowoziła tłumy prosto pod arenę i fala ubrana w biało-czerwone barwy wlewała się na trybuny. Bramki działały bez zarzutu, wszystko szło bardzo płynnie i szybko. Niestety, do czasu pierwszego gwizdka na murawie. Kibice z minuty na minutę tracili nerwy i nadzieję. Po trzecim golu dla Ukrainy jeszcze w pierwszej połowie nastrój stał się fatalny. - Przyjechaliśmy aż z Koszalina i po co? By zobaczyć tę fatalną porażkę! To, co się działo na boisku, było szokujące! - mówili kibice, którzy o świcie w piątek wyruszyli w drogę do Warszawy. W drugiej połowie na trybunach emocje sięgały zenitu. Przede wszystkim słychać było desperackie nawoływanie: "My chcemy gola!" i "sędzia kalosz!".
Po ostatnim gwizdku na stadionie zapadła totalna cisza. Załamani, przemarznięci do szpiku kości kibice maszerowali zamkniętym dla aut mostem Poniatowskiego lub wsiadali do autobusów, by jak najszybciej wrócić do domów i zapomnieć o dramacie na Narodowym.