„Nie jesteśmy w stanie zidentyfikować podwodnych przeszkód”
– Rzeki, zwłaszcza te duże, mają typowe dla siebie zagrożenia. Silny nurt, zmienny charakter dna i podwodne przeszkody, których nie jesteśmy w stanie zidentyfikować bez wchodzenia do tej wody – komentuje asp. Szt. Marcin Zawadzki.
– Dlatego na wszystkich plażach, które są na w Warszawie obowiązuje zakaz pływania. Nie jest to przypadek. Właśnie ze względu na te czynniki obowiązuje zakaz pływania. Wchodząc do Wisły oprócz tego, że narażamy własne życie, to narażamy się też na odpowiedzialność karną, bo można dostać mandat do 250 złotych – dodaje policjant.
W dalszej wypowiedzi funkcjonariusz powtarza, że nie można wchodzić do Wisły w Warszawie. Nawet nie pływając w niej, stwarzamy zagrożenie dla siebie. Czy to prawda?
– Na dużych rzekach, szczególnie na Wiśle często tworzą się tzw. przykosy. Są to miejsca, gdzie styka się woda płytka z wodą głęboką. W miejscach styku tych dwóch obszarów piasek jest bardzo miałki. Wykonując dosłownie jeden krok możemy się narazić na to, że ten piasek się pod nami obsypie i na jednym metrze długości różnica może wynieść nawet do 2 metrów głębokości – wyjaśnił.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Koszmarny finał poszukiwań. Ciało zaginionego pod Sochaczewem 40-latka wyłowiono z Wisły
Niebezpieczne przykosy. Dlaczego?
Dlaczego przykosy są takie niebezpieczne? Pod koniec czerwca bieżącego roku informowaliśmy o utonięciu dwóch młodych mężczyzn. Nastolatkowie 19 czerwca postanowili schłodzić się i wejść do Wisły. Niestety nie docenili możliwości siły natury. Jeden chłopak dopłynął do brzegu, dwóch zostało porwanych przez nurt rzeki. Dwa dni później ich ciała zostały odnalezione.
Więcej przeczytacie o tym tutaj: Tragiczny finał poszukiwań dwóch nastolatków w Wiśle. Odnaleziono ich ciała
Policjant zaznaczył, że z jego doświadczenia wynika, że ludzie toną w rzekach, ponieważ wpadają w panikę. Kiedy zaczynają tonąć, zaczynają walczyć z nurtem. – Rzeka stwarza dla nas zagrożenie, ale może nas w pewnym momencie uratować. Jeżeli porwie nas nurt rzeki, poddanie mu się jest najlepszym wyjściem. Najprawdopodobniej za 10, 20, czy 50 metrów głębokość się zmieni. Na tyle mało będzie tej wody pod nami, że będziemy mogli stanąć – powiedział.
Aspirant sztabowy w rozmowie z Polską Agencją Prasową wyjaśnił, co trzeba zrobić, gdy widzi się tonącą osobę. – Przede wszystkim jest żelazna zasada, że nie przeceniajmy swoich umiejętności. Pamiętajmy o tym, że „martwy ratownik” to słaby ratownik – przekazał.
– Przede wszystkim najpierw dzwonimy na telefon alarmowy - policji czy straży rybackiej albo WOPR [...] Pamiętajmy też o tym, żeby nie wchodzić sami do wody. Jeżeli już poinformowaliśmy służby ratunkowe, starajmy się zrobić coś dla tej osoby, która tonie. Spróbujmy coś jej podać. Nigdy własnej dłoni, bo jak mówią "tonący chwyta się brzytwy". Podajmy gałąź, linkę holowniczą, a jak mamy, to i dmuchaną zabawkę. Cokolwiek, co pozwoli tej osobie chociaż na chwilę złapać oddech. Może to uratować jej życie – skwitował policjant.