Warszawa: Kandydaci w wyborach samorządowych nie posprzątali plakatów!

2010-12-22 3:00

Za to powinny posypać się mandaty! Choć wczoraj minął termin sprzątania po wyborach, w całym mieście wciąż straszą poobrywane papierzyska z wizerunkami kandydatów do samorządu. Znów po leniach posprzątać będą musiały służby oczyszczania miasta. Ale kto za to zapłaci?

Zaśmiecili Warszawę swoimi podobiznami, a teraz mają to w nosie. Jeszcze miesiąc po wyborach na drzewach, płotach, a nawet kontenerach na śmieci wiszą plakaty wyborcze kandydatów na radnych. Choć komitety wyborcze miały równo 30 dni na sprzątanie, ich materiały znaleźć można w każdej dzielnicy. Przykładów nie brakuje - latarnie i ściany budynków przy Puławskiej, latarnie przy ul. 1 Sierpnia czy kontenery przy ul. Łukowskiej. Na Woli ściany przy ul. Żelaznej upodobało sobie Prawo i Sprawiedliwość, kawałek dalej na słupach przy ul. Pańskiej króluje Platforma Obywatelska.

Królowie powyborczego bałaganu to kandydaci PO i PiS. Marcin Kierwiński, pełnomocnik wyborczy PO na Mazowszu, zapewnia, że władze partii mocno motywowały swoich kandydatów do sprzątania wyborczych materiałów. - Stuprocentowej skuteczności nie mamy, ale przy ponad 700 kandydatach to naprawdę trudne - tłumaczy.

Efekt jest taki, że po królach posprzątać będą musieli pracownicy Zarządu Oczyszczania Miasta. Rzecznik ZOM Iwona Fryczyńska zapowiada, że porządki zaczną się już dzisiaj. - Nasi pracownicy przejrzą miasto, zrobią ewidencję plakatów i zajmą się ich usuwaniem - mówi. Koszty sprzątania pokryć muszą komitety. W ubiegłym roku musiały oddać ZOM blisko 90 tys. zł. Nie wszystkie rwały się do zapłaty. - Czasami musieliśmy wysyłać monity - tłumaczy Fryczyńska.

Zwrot kosztów sprzątania to niejedyny bat na wyborczych bałaganiarzy. Miejscom, w których rozwieszano plakaty, jeszcze przed wyborami przyglądała się straż miejska. Teraz, przy okazji, ogląda je ponownie. - Zgodnie z ordynacją za nieuprzątnięcie plakatów odpowiada pełnomocnik wyborczy komitetu i może on zostać ukarany mandatem w wysokości do 500 zł - wyjaśnia Monika Niżniak, rzecznik straży miejskiej.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają