Od kilku dni termometry na zewnątrz pokazują -15 stopni Celsjusza. Kto może, siedzi w domu i na zaśnieżone ulice spogląda przez okno. Jednak większość warszawiaków opatulona szczelnie szalikami telepie się z zimna w wychłodzonych tramwajach i autobusach. Najgorzej jest na przystankach, gdzie zwyczajnie można zamarznąć. Przy takim mrozie każda minuta oczekiwania na autobus to prawdziwy koszmar. - Czekam zaledwie trzy minuty i palców nie czuję - żali się Marta Krajewska (24 l.), którą spotkaliśmy na przystanku przy metrze Centrum. - W takiej zimnicy nic nie pomoże, nawet energiczne przestępowanie z nogi na nogę czy pajacyki - dodaje.
Pomóc mogłyby... koksowniki. Stołeczny Ratusz powinien wziąć przykład z władz Katowic, które kolejny rok z rzędu stawiają na ulicach kosze z żarzącym się koksem. Jeden koksiak pojawił się na rynku. Mogą się przy nim ogrzać zmarznięci pasażerowie tramwajów. Trudno go nawet zauważyć, bo zazwyczaj jest szczelnie obstawiony przez zziębniętych ludzi. - Takie koksiaki to świetny pomysł, jest lodowato, a tu można trochę odtajać - mówi nam Natasza Krzysztofik (19 l.), wyciągając ręce nad rozpalonym koksem.
Wiadomość o katowickim pomyśle dosłownie zelektryzowała warszawiaków. Koksowniki na ulice!
Dawid Dorosz (19 l.):
- Koksowniki to superpomysł. Miasto powinno je stawiać przy każ-dym przystanku, gdy tylko temperatura spada poniżej -10 stopni Celsjusza
Marta Krajewska (24 l.):
- W takiej zimnicy nic nie pomoże, nawet energiczne przestępowanie z nogi na nogę czy pajacyki. A przy takich miniogniskach można by się choć trochę rozgrzać
Monika Matusiak (23 l.)
- Przy tej temperaturze naprawdę ciężko wystać na przystanku. Nawet najgrubsze swetry, czapki i szaliki nic nie dają. Urzędnicy mogliby pomyśleć o tych koksownikach: