Fotoreporter postrzelony na Marszu Niepodległości
Marsz Niepodległości 2020 warszawiacy zapamiętają na długo. 11 listopada doszło do kilku poważnych i niebezpiecznych incydentów, których echa nadal są obecne w dyskusji społecznej. Jednym z poszkodowanych podczas marszu został fotoreporter "Tygodnika Solidarność". 74-letni Tomasz Gutry został postrzelony przez policję gumową kulą w twarz podczas relacjonowania przebiegu Marszu Niepodległości w Warszawie. Kula utknęła w ranie i fotoreporter musiał przejść operację. Jako poszkodowany otrzymał od prokuratury wezwanie na przesłuchanie w sprawie z art. 231 par. 1 Kodeksu karnego, czyli przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.
"Widocznie strzelało do mnie trzech czy czterech policjantów"
- Dostałem też w okolicach kolana. Kolega z redakcji widział ślady jakby po trzech kulach na ziemi w okolicach moich nóg. (…) Jeśli to nie była broń automatyczna, a on widział trzy ślady, to widocznie strzelało do mnie trzech czy czterech policjantów. Mam kilka zdjęć, jak oficer policji instruuje dwóch funkcjonariuszy ze strzelbami. I zdjęcie, jak sześciu policjantów stoi z bronią skierowaną pod kątem 60 czy 70 stopni do ziemi - powiedział Tomasz Gutry w rozmowie z portalem press.pl.
"To ma być kara"
Fotoreporter postanowił, że nie zapomni tak szybko o sprawie. Zapowiedział już, że będzie domagał się wysokiego odszkodowania od policji. - Bardzo wysokiego. Adwokat powiedział, że to może być nawet milion złotych. To ma być kara, mają to odczuć - wyjaśnił Gutry.
Winna policja czy fotoreporter?
We wtorek za pośrednictwem mediów społecznościowych głos w sprawie zabrała Ludmiła Mitręga, prezeska Stowarzyszenia Fotoreporterów. Wymieniła na Facebooku błędy policji i fotoreporterów, które ci popełnili 11 listopada. Policję skrytykowała m.in. za strzelanie "tak wysoko, że trzy osoby zostały trafione w głowę" oraz "bicie pałką osób z podniesionymi rękami". Z kolei wśród błędów popełnionych przez fotoreporterów wymieniła m.in. "wchodzenie po nogi pododdziałom zwartym". Wytknęła również personalnie błąd postrzelonego fotoreportera. "Pan Gutry nie tylko wszedł pod nogi pododdziału, zignorował całkowicie, że stał się tarczą ochronną dla bandytów rzucających w policję petardami i innymi przedmiotami" napisała Mitręga. Fotoreporter ma jednak nieco odmienne zdanie w tej sprawie. - Bez przesady. Nie było żadnych ostrzeżeń. Mogłem być w tym miejscu, przechodzili tam ludzie, byłem trochę dalej od oddziału, chyba już na chodniku. Oni celowali wyraźnie we mnie – powiedział Gutry w rozmowie z "Press".
Policji jest "bardzo przykro"
Tuż po Marszu Niepodległości do sprawy odniósł się szef stołecznej policji. Zaznaczył on, że sytuacja była na tyle poważna, że użycie broni gładkolufowej w stosunku do osób atakujących funkcjonariuszy było uzasadnione. "Niestety bardzo poważnie wyglądają obrażenia, których doznał jeden z fotoreporterów. Po ludzku jest mi bardzo przykro. Liczę na szybki powrót do zdrowia Pana Tomasza. Wyjaśnimy dokładnie okoliczności tej sytuacji. Tak samo, jak wyjaśnimy każdą inną wątpliwość. Dlatego już wydałem polecanie, by sprawą tą zajął się Wydział Kontroli. Już teraz mogę jednak zapewnić, że broń gładkolufowa była użyta wobec chuliganów, a tu mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem" napisał w oficjalnym oświadczeniu nadinspektor Paweł Dobrodziej.
Prokuratura wszczęła śledztwo
Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że 16 listopada wszczęto śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy policji na Marszu Niepodległości 11 listopada. - Polegającego na użyciu broni palnej gładkolufowej w trakcie czynności podejmowanych w związku z zabezpieczeniem porządku publicznego, czym działano na szkodę interesu publicznego oraz prywatnego dwóch pokrzywdzonych - wyjaśniła Aleksandry Skrzyniarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.