Pewna młoda kobieta boleśnie przekonała się, że podejście do wiernych w Kościele w małej miejscowości i wielkim mieście może się bardzo różnić. Swoimi odczuciami podzieliła się w szczerym liście do redakcji portalu kobieta.gazeta.pl.
20-latka przeprowadziła się do Warszawy na studia. Jak podkreśliła, pochodzi z rodziny głęboko wierzącej, obiecała więc bliskim, że będzie pielęgnować to, czego jej nauczyli - nie będzie zaniedbywała codziennej modlitwy i uczestnictwa w niedzielnej mszy świętej.
"Bałam się jednak, czy kościół w Warszawie, do którego będę chodzić, będzie tak dobry i do ludzi, jak ten z mojej wioski na Podlasiu. No, ale jak pojawiały mi się w głowie takie myśli, to szybko dopowiadałam sobie, że kościół wszędzie jest ten sam i jest jednością" - napisała w liście do portalu kobieta.gazeta.pl.
20-latkę rozczarowała wizyta w warszawskim kościele. "Przecież to jest wstyd!"
Młoda kobieta w liście przyznała, że wizyta w kościele w Warszawie była dla niej wielkim rozczarowaniem. I chociaż z początku nic nie wzbudzało jej niepokoju, to zmieniło się to, gdy ksiądz zaczął mówić kazanie.
"Czułam, że to dla niego tylko zwykła formułka, a nie słowa, które powinny wpłynąć na wiernych" - napisała 20-latka.
Czarę goryczy przelało zachowanie duchownego podczas zbierania na tacę. "Ksiądz patrzył kto i ile daje na tacę. Widziałam jego zainteresowany wzrok, który był kierowany raz na wiernych i raz na pieniądze. No porażka. Przecież to jest wstyd! Ja, jako katoliczka, naprawdę źle się z tym czułam i miałam wrażenie, że kościół to jak jakaś instytucja. Coś na zasadzie, że jeśli wysłuchaliśmy kazania, to teraz mamy za nie zapłacić. Ręce opadają" - opisała w liście.
20-latka zapewniła, że więcej nie pójdzie do kościoła w Warszawie, a na weekendy będzie wracać w swoje rodzinne strony, by tam uczestniczyć w nabożeństwach. Jak wyjaśniła, chce mieć poczucie, że kościół jest dla ludzi, a nie dla pieniędzy. "Rozumiem, że utrzymanie w Warszawie jest dużo droższe, ale jednak Bóg jest bezcenny" - zakończyła swój list młoda kobieta.