23-letni Mateusz K. wyszedł z domu 26 kwietnia. Od tego dnia nie było z nim kontaktu. Szukała go cała Warszawa, przyjaciele, rodzina i internauci. Przeczesywali brzeg Wisły po praskiej stronie, bo tam Mateusz zniknął z oczu swojej znajomej, z którą imprezował. Nic nie znaleźli. Dopiero 2 czerwca przypadkowy rowerzysta jadący nad Wisłą, zobaczył w zaroślach fragment ciała. Wówczas już było prawdopodobne, że może być to ciało Mateusza K. Martwy mężczyzna miał na sobie takie samo ubranie – jeansową kurtkę z kożuszkiem. Koszmarne przypuszczenia potwierdziła teraz sekcja zwłok, przeprowadzona w piątek 11 czerwca. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, do potwierdzenia tożsamości nie było potrzebne nawet DNA (choć badanie zostanie jeszcze wykonane). Mateusza rozpoznać można było po charakterystycznych tatuażach.
Mateusz K. na prawym ramieniu miał znak alfa i rok 1998. Na lewym ramieniu omegę i trzy gwiazdki na obojczyku. Jak zginął Mateusz K. ? - Sekcja zwłok potwierdziła przypuszczenia. To zwłoki Mateusza K. Wykluczamy, aby ktoś przyczynił się do jego śmierci. Na ciele nie stwierdzono obrażeń wskazujących na udział osób trzecich – poinformowała Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Z tego wynika, że Mateusz się utopił. Sam, czy ktoś go pchnął do wody? Na takie ustalenia, zdaniem prokuratury jeszcze za wcześnie.
W poszukiwaniach rodzinie 23-latka pomagał słynny jasnowidz z Człuchowa Krzysztof Jackowski. On to przewidział. „Pani mąż najprawdopodobniej się utopił. On był w jakimś dziwnym stanie, albo nietrzeźwy, albo pod wpływem czegoś - pisał w mailu do żony Mateusza - Michaliny jasnowidz Jackowski. I wskazywał na mapie rejon nad Wisłą do poszukiwań. Jego fatalistyczna wizja okazała się prawdziwa.