Potrącił psa sąsiadów, myślał, że zabił też człowieka
To, co się stało po pierwszych opadach śniegu na leśnej drodze pod Dąbrową na Mazowszu, może być inspiracją do napisania filmowego scenariusza. Zarówno sprawcą, jak i ofiarą całego zamieszania był Zdzisław A., 44-letni pracownik hurtowni z Dąbrowy.
O godzinie 17 mężczyzna pojechał swoją małą toyotą do sklepu znajdującego się na pobliskiej stacji paliw. Kupił piwo na wieczór i spokojnie wracał leśną zaśnieżoną drogą do domu. Nie spodziewał się, że za moment wydarzy się coś, co w dramatyczny sposób na zawsze odmieni jego życie. Kilkadziesiąt metrów przed domem sąsiada poczuł dwa uderzenia w auto. Jak poparzony wyskoczył z toyoty. Wtedy zobaczył leżącego we krwi znanego mu psa sąsiada - Szarika (6 l.). Zwierzak już nie żył.
Gdy ściągał go z drogi w głąb lasu, jego oczom ukazał się widok, który zmroził go od stóp do głów. W śniegu leżał człowiek! Zdzisław spanikował. Myślał, że potrącił autem nie tylko psa. Uciekając autem do domu, rozbił je o przydrożne drzewo.
Mężczyzna w śniegu spał pijany!
Przerażony 44-latek opowiedział kuzynowi, co się stało. Ten chwycił latarkę i pobiegł w miejsce wskazane przez Zdzisława. - Nogi się pode mną ugięły, gdy zobaczyłem leżącego Józefa. Nie wiem, co mi się stało, ale zacząłem robić leżącemu zdjęcia - opowiada nam kuzyn Zdzisława. - Obok leżał zakrwawiony pies. W jakimś amoku zacząłem tarmosić Józefa. Po chwili usłyszałem "sp*****laj, daj pospać" - opowiada dalej. - Józef obudził się i powiedział, że zasłabł, gdy wracał z obficie zakrapianych urodzin - tłumaczy.
Zdzisław nie wytrzymał nerwowo
Niestety, ta historia nie ma happy endu. - Przed północą wróciłem do Zdzisława, by mu powiedzieć, że sąsiad żyje. Nie było go już w domu. Rankiem ktoś mi powiedział, że ściągnął rozbite auto z lasu i znikł - opowiada dalej kuzyn 44-latka.
Zdzisław odnalazł się 11 dni po ucieczce. Wisiał na drzewie. - Ukrywał się pod wsią, bo bał się, że zabił kolegę. Szkoda, że nie skontaktował się z nikim, bo nie było możliwości, by powiedzieć mu, że nikogo oprócz psa nie potrącił - mówi nam kuzyn zmarłego.
Sąsiadki żałują Zdzisława, bo był dobrym człowiekiem. - Po prostu nie wytrzymał nerwowo i jak jego ojciec życie zakończył na linie - mówi pani Renata.