Kot Lucek nie przeżył wybuchu petardy, która detonowała tuż przy jego łbie, masakrując część pyska. Według wstępnych ustaleń petarda była przyczepiona do szyi blisko przedniej części głowy. Do zdarzenia doszło w centrum Siedlec przy ul. Wyszyńskiego. Nieznani sprawcy chodzili po ulicy z petardami i nie wiedzieli, co zrobić by urozmaicić sobie czas spędzany na ulicy.
Nie trzeba było długo czekać, bo przy bloku zobaczyli kotka. Zwabili go do siebie i przywiązali petardę do głowy podpalając ją. Niestety kiciuś zdechł od razu po wybuchu. Zwyrodnialcy po tym, co zrobili uciekli w blokowisko. Powiadomiono siedlecką policję, która zabezpieczyła ciało kotka do dalszych badań. Lucuś był kotem przybłędą. Mieszkał w specjalnym domku dla kociaków przy bloku. Opiekunka powiedziała, że był bardzo ufnym kotkiem, łasił się do ludzi i to go zgubiło. Policja będzie prowadziła dochodzenie w sprawie śmierci czworonoga. Za znęcanie się nad zwierzakiem grozi zwyrodnialcy 5 lat więzienia.
Do tragedii doszło także w Warszawie. Czteroletni pies "Dziki" nie wytrzymał huku petard odpalanych już na kilka godzin przed północą. Zwierzak nie przeżył, bo dostał zawału serca.