- To po prostu efekt kompromisu - mówi nam prof. Leszek Żukowski, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK po wczorajszym spotkaniu z ministrem obrony narodowej, które zakończyło się porozumieniem. Powstańcy początkowo nie chcieli iść na to spotkanie. Pogląd mieli ugruntowany: nie chcieli, by do apelu poległych dołączony został apel smoleński. Byli przeciwni łączeniu żołnierzy zmarłych w walce z ofiarami katastrofy lotniczej. Gotowi byli sami przeczytać apel poległych. Nie wyobrażali sobie uroczystości rocznicowych bez asysty wojskowej. I oczekiwali, że szef MON spełni ich wolę.
Ale od ministra Antoniego Macierewicza usłyszeli wczoraj, iż "od początku było planowane", że to nie ma być "apel smoleński", ale apel pamięci, gdzie zostaną wspominane osoby, które swoją działalnością przysłużyły się popularyzacji pamięci o Powstaniu Warszawskim, m.in. Lech Kaczyński.
Minister winę za zamieszanie zrzucił na media. Przeprosił, że długo milczał. Zanim jednak wczoraj na stole pojawił się gotowy tekst apelu, przez dwie godziny kombatanci ostro dyskutowali. - Tekst pogodził wszystkich. Choć oczywiście byli bardziej i mniej usatysfakcjonowani. Takie są koszty kompromisu - ocenia Leszek Żukowski. Na pytanie, czy obawia się gwizdów i buczenia na pl. Krasińskich, odpowiada nam: - Ja - tak. Minister - nie.
Już po spotkaniu prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz (64 l.) napisała pismo do szefa MON o wyczytanie w apelu także prof. Władysława Bartoszewskiego. - Ja nie mam nic przeciwko, ale tekst ustalony. Musielibyśmy się znowu zebrać. - mówi zakłopotany prezes ŚSŻAK.