Halina Rogozińska jedną jedną z tych uczestników Powstania Warszawskiego, którzy podpisali apel do mieszkańców o godne uczczenie 79. rocznicy Powstania. To jej głos jest dziś w teledysku utworu "Moje serce w Warszawie" zespołu Sorry Boys, z płyty wydanej przez Muzeum Powstania Warszawskiego w 79. rocznicę powstańczego zrywu. Jak przyznaje - do niedawna nie mówiła o tych strasznych chwilach, które przeżyła. Powstanie Warszawskie na Ochocie, zakończyło się bardzo wcześnie. Historycy o przebiegu walk w tym rejonie Warszawy, w obliczu rzezi ludności cywilnej, palenia domów i masowych rozstrzeliwań, mówią: „szaleństwo”.
Izabela Kraj, „Super Express”: Gdzie pani była 1 sierpnia 79 lat temu?
Halina Rogozińska: - Od rana 1 sierpnia 1944 r. roznosiłam zawiadomienia o wybuchu powstania. Roznosiłam to złe słowo, po prostu przychodziłam z zawiadomieniem do kilkudziesięciu osób, bo przecież nikt nic na kartce nie pisał. Nie wolno było! Wszystko ustnie. Po latach od wielu osób słyszałam „To ty mnie zawiadamiałaś!”. A ja jako łączniczka biegałam wtedy po wyznaczonych adresach w okolicy Pl. Narutowicza na Ochocie i powtarzałam co trzeba.
Gdy dziś myśli pani - Powstanie Warszawskie - to co pani czuje?
- Mieszane uczucia. Ja miałam wtedy 17 lat. Dziś słyszę – że głupie dowództwo, że brawura, że nieprzemyślane. Ale my chcieliśmy walczyć! My naprawdę mieliśmy dość tego, jak traktują nas Niemcy, tych łapanek, tego strachu przy wyjściu na ulicę, tego rozstrzeliwania, niepewności. Chcieliśmy wywalczyć sobie wolność. I powstanie było nieuniknione. Wybuchłoby tak czy inaczej, tylko w sposób niekontrolowany, wówczas ofiar byłoby jeszcze więcej.
Ale walka w powstaniu, to też był strach o życie. Na Ochocie przecież szybko euforia zamieniła się w dramat. Czy jest coś, co się pani do dziś śni po nocach?
Za dużo, żeby to mówić. Za dużo. Córuśka, ja stałam pod ścianą do rozstrzelania! Uratował nas wtedy… gestapowiec. Gdy karabiny były już w nas wymierzone, przyszedł i powiedział „Halt, halt! Zepsuły nam się ciężarówki i potrzebuję ludzi do pomocy”. Popędził nas i nikt z tej grupy pod tę ścianę śmierci nie wrócił. I żyję już 96 lat.
Jako jedna z niewielu przeżyła pani też obóz śmierci...
Niemiecki obóz śmierci dla Polaków – Soldau, dzisiejsze Działdowo. Przeżyło mniej niż 10 proc. więzionych tam osób. Moi wnukowie mówią mi „Babciu, nigdy nam o tym nie opowiadałaś!”. Ja dopiero niedawno zdecydowałam się mówić o tym, co tam się działo. Nie mówiłam, ale mam w sobie te straszne obrazy. O Jezu, ja do dziś mam to uczucie ścierpniętych pleców, gdy mówię o tym obozie.
I mimo to warto było walczyć?
Dlatego było warto! Choć to był czas straszny, dla nas to były najwspanialsze chwile nadziei.
A jak się pani dziś Warszawa podoba?
Ja Warszawy nie poznaję. Ta moja była inna, niższa. Dziś przybywa wielkich budynków, choć ja kocham te niższe – Starówkę i osiedle na Wilanowie, gdzie mieszkam.
Wam powstańcom łatwo mówić o miłości do miasta i ojczyzny – bo walczyliście. A jak dziś młodzi ludzie mają wyrażać, że kochają ojczyznę?
Poświęcając jej trochę swojego czasu. Dziś mówi się, że czas to pieniądz, ale nie liczmy tak tych pieniędzy. Czas, to coś, czego nigdy nie odzyskamy. Więc jest to coś najcenniejszego, co mamy. Dajmy go trochę w pracy dla kraju i miasta.
Rozmawiała Izabela Kraj
Listen to "12-letni chłopiec powiedział nam: przekażcie mamusi, że walczyłem jak żołnierz - wspomnienia Powstanki Warszawskiej" on Spreaker.