Kiedy o godz. 1.20 w budynku komisu meblowego przy Marsa 111 w Rembertowie wybuchł pożar, strażacy dwoili się i troili, aby uporać się z żywiołem. – Niestety, pogoda nam nie sprzyjała – mówi kpt. Artur Laudy z zespołu prasowego stołecznej straży pożarnej. Rzeczywiście, na zewnątrz było nawet minus 15 stopni Celsjusza. Woda z węży strażackich zamarzała, więc wielokrotnie trzeba było ją dowozić. Wrogiem był również silny wiatr, który tylko pomagał w rozprzestrzenianiu się ognia.
Na miejscu na początku pracowało 13 ekip, które próbowały ugasić 1200 mkw. palącej się powierzchni. Z czasem liczba jednostek powiększyła się do 20. Dopiero około godz. 5 udało się opanować żywioł.
Zobacz: Matka z dziećmi spłonęła we śnie. Pożar przeżył tylko ojciec
Na miejscu zginął mężczyzna. Prawdopodobnie pracownik magazynu.
– Zwłoki były totalnie zwęglone, dlatego tożsamość ofiary ustalimy podczas śledztwa – mówi podkom. Joanna Węgrzyniak z biura prasowego stołecznej policji. Z pożaru nie ocalało praktycznie nic. Akcja trwała do ok. godz. 12. Na miejscu pojawiły się też służby, które demontowały konstrukcję grożącego zawaleniem budynku.