Mieszkańcy Mazowsza brodzą dziś w wodzie, ratując swój dobytek. Mogliby skorzystać z pontonów, gumowych woderów czy nawet kaloszy składowanych w wojewódzkich magazynach sprzętu obrony cywilnej, ale nie mogą. Dlaczego? Bo jest tylko jeden taki skład - w Zielonce. Pozostałe pięć - w Ciechanowie, Ostrołęce, Płocku, Radomiu i Siedlcach - z końcem ubiegłego roku przeszły do historii.
- To kwestia oszczędności - tłumaczy decyzję wojewody jego rzeczniczka Ivetta Biały i podaje przykład Radomia, gdzie część magazynu przekształcono w archiwum delegatury urzędu, a resztę wynajęto policji pod nowy komisariat. Co ze składowanym w takich jak ten punkt sprzętem? Większość, ponoć pamiętająca lata 60., została poddana utylizacji. Reszta podobno trafiła do samorządów, ale przykładowo w Płocku nikt takiego daru nie pamięta.
Mimo powodzi urzędnicy wojewody w tej decyzji nie widzą nic złego. - To samorządy są pierwszą siłą reagowania, każdy powiat ma własny magazyn, więc będzie mógł lepiej dysponować sprzętem - zapewnia Ivetta Biały i przypomina o istnieniu centralnego magazynu w Kamionie, który podlega marszałkowi województwa.
Specjaliści od zarządzania kryzysowego uważają, że pozbycie się części sprzętu i niekupowanie nowego to skandal. - To wojewoda, a nie marszałek jest szefem obrony cywilnej, powinien mieć własne magazyny, bo samorządy nie mają na nie pieniędzy - mówi Michał Zagalski (28 l.), wykładowca bezpieczeństwa wewnętrznego na Uniwersytecie Warszawskim. - Jeden magazyn na terenie większym od połowy Republiki Czeskiej jak widać nie wystarcza - dodaje. Tym bardziej że jeden atak terrorystyczny wystarczy, by jedyny magazyn zniknął z powierzchni ziemi.