Kamienicę-zabytek na Pradze-Południe zaatakowały prusaki
Mieszkańcy przy ul. Modrzewiowej 7 mogą odetchnąć z ulgą. Remont ich kamienicy wreszcie się skończył. Można powiedzieć, że kamienica mogłaby być teraz reprezentatywną częścią Grochowa. Powstała bowiem jeszcze w latach 20. poprzedniego wieku. W okresie międzywojennym budynek należał do Mariana Stencla, a po zakończeniu II wojny światowej stał się własnością miasta. Kamienica jest przede wszystkim zabytkiem.
W budynku w przeciągu ostatnich kilku lat wykonano przyłączenie do miejskiej sieci ciepłowniczej i montaż instalacji centralnego ogrzewania oraz wymieniono wewnętrzną instalację elektryczną. Kamienica z zewnątrz wygląda imponująco. Jednak to tylko złudne wrażenie...
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tak wygląda dom magika. Finalista "Mam Talent" urządził sobie pod Warszawą pałac iluzjonisty
– Mamy problem z prusakami – wyrecytowała dziennikarzom „Super Expressu” Elżbieta Czyż (76 l.). – Bywało tak, że pojawiały się w moim mieszkaniu. Na szczęście mieszkam z kotem, który czasami na nie poluje. Widziałam je wiele razy na naszej nowej elewacji, na wspólnym korytarzu. To istna plaga! – żali się mieszkanka zabytkowej kamienicy.
Polecany artykuł:
Największym problemem jest uciążliwa lokatorka
– Problemem nie są tylko prusaki, ale również uciążliwa sąsiadka, która ciągle znosi śmieci do swojego mieszkania. To dlatego mamy taki duży problem z prusakami. Lokatorzy muszą wykonywać dezynsekcje na własny koszt! Tak nie powinno być! – poinformowała nas kolejna mieszkanka budynku zlokalizowanego przy ul. Modrzewiowej 7.
Jak się okazało, robactwo, które zalęgło się w jednym z mieszkań kamienicy, zaczęło się rozmnażać i roznosić. – Problem nie jest związany z konstrukcją budynku, lecz z lokatorką, która zbiera śmieci i zanosi je do swojego domu – potwierdza słowa mieszkańców Michał Szweycer. – Ochrona praw lokatorskich jednak zabrania nam działać. Możemy działać jedynie na częściach wspólnych, czyli korytarzach, klatkach – dodaje.
ZOBACZ TEŻ: Tak się mieszka w centrum Warszawy. "Robactwo zeżre nas tu żywcem!"
Dzielnica ma związane ręce. Do mieszkania kobiety nie można wejść siłowo, bo byłoby to niezgodne z prawem. – Mieszkańcy mogą wystąpić do sądu. Pierwsze zgłoszenie otrzymaliśmy dwa lata temu. Wykonaliśmy dezynsekcję części wspólnych. Jednak problem ponownie wrócił pod koniec lipca. W tym momencie trwają rozmowy z lokatorką i być może uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia. Z tego, co wiem, Ośrodek Pomocy Społecznej ma zaoferować kobiecie pomoc – podsumował rzecznik prasowy dzielnicy.
Polecany artykuł: