Na zewnątrz prawie 40 stopni, a w samochodzie - uwięzione dzieci lub zwierzęta. Do takich dramatycznych sytuacji w dochodzi Polsce regularnie mimo różnych kampanii informacyjno-ostrzegawczych. Dlatego Mateusz Durlik z warszawskiego stowarzyszenia Nowy Żoliborz zdecydował się na ten eksperyment. We wnętrzu samochodu było ponad 50 stopni!
Najpierw obfite pocenie, potem zaburzenia widzenia, bóle głowy, może dojść do utraty przytomności. Zaczynają się zmiany w komórkach naszego ciała, w wyniku czego niestety dochodzi do śmierci - tłumaczy koordynator medyczny Damian Kowalczyk, który czuwał nad przebiegiem tego eksperymentu.
Wysiadłem, bo zaczęło mi się robić wszystko jedno. Nie było mi gorąco, chociaż widzicie, że pot leje się ze mnie ciurkiem - powiedział po wyjściu z samochodu Mateusz Durlik. - Mogłem w każdej chwili pociągnąć za klamkę: to dawało mi komfort psychiczny i poczucie bezpieczeństwa. Jednak dzieci czy zwierzęta zamknięte w rozgrzanym samochodzie nie mogą z niego wyjść - tłumaczył.