Urzędnicze wypady trwały w tym roku zwykle dwa, trzy dni. Najdłuższy zaliczył wiceprezydent Michał Olszewski (36 l.), który wyjechał na 9 dni do Meksyku na kongres rady dyrektorów Organizacji Miast Światowego Dziedzictwa w Oaxace. - Ale głównie na koszt organizatora - zastrzega od razu wiceprezydent. Ratusz zapłacił za jego podróż 1200 zł. - Warszawa jest członkiem tej organizacji. W Oaxace zostaliśmy wybrani do władz, więc nie mogło nas tam zabraknąć - tłumaczy wiceprezydent.
Widać jednak, że Ratusz oszczędza na zagranicznych wojażach. Kilka lat temu wydawał na nie rocznie nawet ponad milion złotych. W ubiegłym roku było to ponad 600 tys. zł. W tym - niecałe 350 tys. zł. Czy to kolejny efekt referendum w sprawie odwołania prezydent stolicy? - Nie. To po prostu efekt oszczędności. Jedziemy tam, gdzie naprawdę musimy. Od lat latamy tanimi liniami, a do Berlina jeździmy pociągiem - wyjaśnia szef Centrum Komunikacji Społecznej Jarosław Jóźwiak (30 l.).
Hanna Gronkiewicz-Waltz urzędowo opuszczała granice Polski ośmiokrotnie, wiceprezydent Olszewski - 6 razy, raz do Brukseli pojechał wiceprezydent Jarosław Kochaniak (46 l.). Za ich wizyty podatnicy zapłacili około 12 tys. zł. Prezydent poza Brukselą i Gandawą, gdzie została wybrana na szefową organizacji Eurocities, pojawiła się w Budapeszcie (3 dni), w Cannes (4 dni) i w Wilnie (3 dni). Wiceprezydent Olszewski zaliczył np. Polish Design Focus w Berlinie (3 dni), gdzie m.in. warszawscy projektanci pokazywali swoje pomysły na wzornictwo.