Ułatwienie wglądu do umów podpisywanych przez Ratusz - oto najnowsza obietnica prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz (60 l.).
- Od marca w każdej z zawieranych umów znajdzie się klauzula o jawności danych zleceniobiorcy, co umożliwi nam ujawnianie ich bez łamania prawa - zapowiada Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika prasowego Ratusza.
Decyzja wywołała oburzenie opozycji. I nic dziwnego, bo od 30 miesięcy Hanna Gronkiewicz-Waltz ukrywa zleceniobiorców biura edukacji z 2009 roku. Nie pomagają nawet ścieżka prawna, na którą wkroczył radny PiS Jarosław Krajewski (28 l.), i prawomocny wyrok sądu, który nakazał jej ujawnić zleceniobiorców. Ratusz, zamiast odtajnić dokument, złożył wniosek o kasację wyroku. Radny Krajewski we wtorek powiadomił prokuraturę o tym, że szefowa Ratusza złamała ustawę o dostępie do informacji publicznej i kodeks karny.
- Zwróciłem się też do sądu o nakazanie wykonania nakazu sądu lub nałożenie kary grzywny - mówi Krajewski. - Jawne powinny być zresztą wszystkie umowy od początku kadencji - dodaje.
Podobne zdanie ma SLD. - To jest zasłona dymna i odwracanie kota ogonem. Nie chodzi przecież o pieniądze, które będą wydane, ale o te fundusze, które miasto zdążyło już wydać. W dodatku nie wiadomo, kto je dostał. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest profesorem prawa i nie powinna tego prawa łamać - mówi Sebastian Wierzbicki, szef klubu SLD. Nawet koledzy z PO nie są do końca przekonani o słuszności uporu pani prezydent. - Prawomocne wyroki sądu należy respektować - mówi Jarosław Szostakowski, szef klubu PO w radzie Warszawy. - Jednak z tego, co wiem, tutaj szczegóły wyroku dopuszczały różne interpretacje - tłumaczy.
Krzysztof Izdebski (30 l.), prawnik ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich:
- Ukrywanie tych umów nie przystoi prezydent miasta. Zwłaszcza że chodzi o publiczne pieniądze. Jeśli prokuratura skieruje sprawę złamania ustawy o dostępie do informacji do sądu i pani prezydent zostanie skazana prawomocnym