Korniłowicz vel Rosenkranz. Kim jest wielki hochsztapler?
Jego historia, to materiał na dobry film. Mariusz Korniłowicz urodził się w 1967 roku. O jego życiu do początku lat 90. niewiele wiadomo. W 1991 roku uzyskał dyplom magistra prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W 1996 roku został powołany na sędziego w Augustowie. - Jak mi opowiadano, był inteligentnym i dość obowiązkowym sędzią – napisał w artykule ujawniającym „karierę” Korniłowicza dziennikarz Marek Wroński. Po kilku latach wybuchł skandal. Sędzia Korniłowicz został wydalony ze służby w 2002 roku za wielokrotne fałszowanie delegacji służbowych i wyłudzenie pieniędzy na zakup lodówki. Od razu po usunięciu z sądu Korniłowicz złożył podanie o przyjęcie go do... olsztyńskiej Izby Radców Prawnych. I został radcą! Po roku pracy wybudował sobie wielki dom w Piasecznie. Dorobił się oszukując swoich klientów, od których brał zaliczki i nie wywiązywał się z obowiązków. Po 7 latach od ujawnienia afery z delegacjami sąd skazał go na grzywnę oraz 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Ale siedzieć nie poszedł. Gdy do tego na jaw wyszła jego działalność radcowska wyjechał do Izraela, skąd powrócił już jako Rosenkranz. Wcześniejszych kar oczywiście nie miał zamiaru płacić i odbywać, z resztą były zasądzone na Korniłowicza, a nie Rosenkranza.
Tuż po powrocie do Polski w lutym 2010 roku postanowił zrobić karierę naukową. Wydrukował więc dwa dyplomy w języku niemieckim zaświadczające o doktoracie i habilitacji obronionych na uniwersytetach w Berlinie i Jerozolimie. Żeby uwiarygodnić fałszywki poszedł z ich kserokopiami do tłumacza przysięgłego. Te zaniósł do 5 uczelni. Wyższa Szkoła Businessu, Administracji i Technik Komputerowych w Warszawie, Wydział Prawa i Administracji Uczelni im. Ryszarda Łazarskiego w Warszawie, Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Nauk Społecznych w Otwocku, Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach oraz Wyższa Szkoła Zarządzania i Prawa im. Heleny Chodkowskiej w Warszawie zatrudniły go jako wykładowcę. - Zatrudniając się w szkole jako wykładowca, podczas zawierania umowy o pracę, posłużył się kopiami podrobionych dokumentów, takimi jak: pismem jednego z ministerstw, zaświadczeniem o obronionej pracy doktorskiej z prawa międzynarodowego na jednym z zagranicznych uniwersytetów, zaświadczeniem o obronie rozprawy habilitacyjnej wydanym przez zagraniczny instytut oraz listem polecającym wystawionym również przez zagraniczną uczelnię – przekazał w 2013 roku stołeczna policja. W roku akademickim 2010/2011 nie tylko wykładał prawo międzynarodowe, ale też egzaminował studentów! Wszyscy musieli je powtarzać, bo nie miał do tego uprawnień. W tym czasie za swoją pracę pobrał wynagrodzenie w wysokości bagatela 130 tys. złotych.
Rosenkranz zdemaskowany
Gdy na jaw wyszło, że nie jest profesorem, a jedynie magistrem, Rosenkranz stwierdził, że w takim razie jedzie do Jerozolimy po oryginały swoich dyplomów. I rozpłynął się w powietrzu. Wtedy też sąd rejonowy dla Warszawy Śródmieście wydał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu mężczyzny, a śródmiejska prokuratura wystawiła za nim list gończy. Hochsztapler przez dwa lata pozostawał nieuchwytny. W końcu policjanci wpadli na jego trop. Okazało się, że z roli wykładowcy wcielił się w studenta. Ktoś rozpoznał go na zajęciach judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na wykładach zjawiał się w stroju chasyda, zapuścił też długą brodę. Wykładowcom tłumaczył, że jest rabinem w stanie spoczynku. W końcu 17 października 2013 roku z jednego z wykładów mundurowi wyprowadzili go w kajdankach.
„Dyzma polskiej nauki” trafił tymczasowo do aresztu w Warszawie. W 2017 zapadł wyrok skazujący go na 2,5 roku więzienia. Od 2018 roku znów jest jednak ścigany. Wystawiono za nim aż trzy listy gończe. Co się z nim dzieje? - Został skazany na karę łączną 2 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, nadto orzeczono wobec skazanego obowiązek naprawienia szkody na rzecz pokrzywdzonych oraz zakaz wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego, adwokata i radcy prawnego przez okres 6 lat - informuje Sąd Okręgowy w Warszawie. Oczywiście do zakładu karnego się nie stawił. Znów zagrał wszystkim na nosie i ulotnił się jak kamfora.