Świat stanął na głowie. Od środy w stolicy coraz rzadziej słychać karetki jadące na sygnale do potrzebujących pomocy. Nie oznacza to jednak, ze w Warszawie nagle mniej osób choruje i dochodzi do mniejszej ilości wypadków. Mniejsza liczba karetek jest konsekwencją protestu ratowników medycznych, który trwa od 1 września.
Już kilka tygodniu wcześniej ostrzegali, że we wrześniu może dojść do sytuacji, gdy karetki nie wyjadą do pacjentów, bo nie będzie miał kto w nich dyżurować. Tak też się stało. Ratownicy medyczni w ramach protestu zgłaszają swoją nie dyspozycyjność i nie przychodzą do pracy. W ten sposób protestują przeciwko niskim wynagrodzeniom i złym warunkom pracy.
Sprawdź: Zuzia z koleżanką powiesiły się na wierzbie. Jakie tajemnice śmierci dziewczynek zdradziła sekcja?
Cierpią na tym nie tylko pacjenci, ale również kierowcy. Zamiast karetek do niektórych zdarzeń wysyłane są śmigłowce LPR. Tak było na przykład w czwartek, 2 września, gdy młoda kobieta po 30. roku życia nagle zasłabła. Zamiast karetki pospiesznie przemykającej pomiędzy autami, słychać było hałas śmigłowca, który lądował w ruchliwych Alejach Jerozolimskich, na wysokości Dworca Zachodniego.
Zobacz także: Cena "schabowego" powala z nóg! Obiad u Magdy Gessler kosztuje fortunę
Na czas akcji służb droga była zablokowana. Podobne zdarzenia miały miejsce dzień wcześniej, w szkole podstawowej przy ulicy Cybisa na Ursynowie oraz przy ulicy Puszczyka. Wówczas śmigłowce lądowały na boiskach szkolnych. Z kolei w piątek, 3 września, śmigłowiec lądował na placu Konstytucji, gdzie doszło do zderzenia motoroweru z osobowym oplem.
- Ratownicy przebadali uczestników zdarzenia, nikt nie został zabrany do szpitala - przekazała Gabriela Putyra z Komendy Stołecznej Policji.
Justyna Sochacka, rzecznik prasowy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, potwierdza, że w związku z protestem ratowników medycznych LPR ma dużo więcej zgłoszeń. Sprawa jest więc niezwykle poważna.