Kiedy Polska w 2004 roku weszła do Unii Europejskiej, wszyscy przewoźnicy i taksówkarze musieli zmienić numer klasyfikacji działalności, czyli tzw. PKD. Przy tej okazji część gmin w imieniu prezydenta miasta sama zmieniła także numer ewidencji działalności gospodarczej. Taksówkarze musieli zgłosić ten fakt w Biurze Działalności Gospodarczej i Zezwoleń. - Wymieniłem dokument, jak mi kazano, ale nie zwróciłem uwagi, że urzędnicy wypisali mi go z błędem - opowiada pan Piotr. - Później przeszedłem kontrolę. W polu obok numeru licencji zapisano "bez uwag", więc byłem przekonany, że wszystko jest w porządku. Niestety, w porządku nie było - dodaje. Czemu? Na nowej licencji pana Piotra wypisano bowiem... jego stary numer ewidencyjny, co urzędnicy zauważyli dopiero w tym roku. - Po siedmiu latach zorientowali się, że w moich papierach był błąd, i teraz każą mi za swoją niekompetencję zapłacić 1 tys. zł. Odwołałem się w tej sprawie do sądu. A skąd takie niedopatrzenie?
W marcu tego roku wprowadzono sankcję za niezmieniony numer licencji. - Prawo nie działa wstecz, przedsiębiorcy mają obowiązek zgłaszania zmian w licencji - tłumaczy Monika Żukowska z zespołu prasowego urzędu miasta. - W okresie poprzedzającym wejście w życie artykułu ustawy o transporcie drogowym rozesłane zostały stosowne informacje do wszystkich znanych korporacji taksówkowych - zapewnia. - Nikt z nas nie jest w stanie śledzić każdej nowelizacji ustawy. Powinniśmy zostać poinformowani o tak znaczącej zmianie prawa. Tymczasem dopiero kiedy część przewoźników dostała wezwania do zapłaty, zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak - mówi Paweł Biedrzycki (53 l.), prezes Zarządu Zrzeszenia Transportu Prywatnego m. st. Warszawy.