Miejscy urzędnicy pobili rekord w marnotrawieniu publicznych pieniędzy. Prawie trzy lata temu, na początku 2009 roku pracownicy straży miejskiej nie dopilnowali terminów i z 3-miesięcznym opóźnieniem wystąpili z wnioskiem o zwrot kosztów złomowania wraków w 2008 roku. Gdyby zrobili to w terminie, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska zapłaciłby miastu za każde z aut 4 tys. zł, czyli w sumie blisko 2 mln zł. Miasto próbowało walczyć w sądzie administracyjnym o przywrócenie terminu złożenia wniosku, ale przegrało.
Dziś okazuje się, że nie tylko gapiostwo uszczupliło nasz budżet. Do 2 mln zł, które straciliśmy z tego tytułu, doszło właśnie 103,6 tys. zł, które zapłacić musimy za upór urzędników, którzy nie potrafili przyznać się do własnego błędu. Ratusz postanowił bowiem pójść do sądu okręgowego i przed nim domagać się od NFOŚ utraconej dotacji na złomowanie aut. Sędziowie uznali jednak, że bezpodstawnie. Za przegraną sprawę zapłacimy więc 100 tys. zł z wniesionego pozwu i 3,6 tys. zł kosztów postępowania.
Radni nie zostawiają na urzędnikach suchej nitki. - Przez brnięcie w ślepy zaułek straciliśmy tylko więcej pieniędzy - mówi Jarosław Krajewski (28 l.), radny PiS, i przypomina, że władze miasta obiecywały rozliczenie winnych tego zaniedbania z 2009 roku. Dziś, po przegranym procesie, Ratusz jednak... sprawę bagatelizuje. - Nie straciliśmy tych pieniędzy, bo wcale nie było powiedziane, że dostalibyśmy tę dotację, gdybyśmy złożyli wniosek w terminie - mówi Bartosz Milczarczyk, rzecznik Ratusza, i tym tłumaczy, że wskazania winnych nie będzie, bo rzecz dotyczyła dodatkowych pieniędzy. A koszty procesu? - Warto było próbować - stwierdza beztrosko.