"Przechowalnia" zwierząt w Sterdyni
Mieli znajdować im bezpieczne schronienie, zamiast tego urzędnicy zgotowali bezpańskim psom piekło i powolną śmierć w męczarniach. O tym, co działo się w Sterdyni w pow. sokołowskim, poinformowali pracownicy DIOZ. Sprawę nagłośnili również reporterzy programu Uwaga! TVN. Przygotowany przez stację materiał pokazuje ludzką bezduszność. Niestety, w materiale nie pada odpowiedź na podstawowe pytanie, zadawane w takich sytuacjach: DLACZEGO?
Wieczorem 18 stycznia pracownicy DIOZ pojechali na interwencję do Sterdyni. To, co zastali na miejscu, nie mieści się w głowie. Wszystko pokazali na nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych. "Gmina Sterdyń to synonim okrucieństwa i urzędniczej patologii. Bezdomne psy były tu zamykane w obrzydliwie brudnych kojcach na wiele miesięcy, by wreszcie skonać z powodu chorób, syfu i niewłaściwego pokarmu. Wszystko to działo się pod oknami urzędników, którzy na co dzień decydowali o losach innych. Przyjechaliśmy na miejsce - jeden pies nie doczekał naszej pomocy… Pozostałe zabieramy z tej masakry" – czytamy w opisie nagrania. - W jednym z kojców były same odchody, trzy psy – jeden samiec i dwie suczki. Nie było wody, nie było czystych misek. W misce zamiast karmy, były odchody zwierząt – biegunkowy kał – opowiadał w programie Uwaga! Konrad Kuźmiński, prezes DIOZ. - Widać było, że nikt nie zaglądał do nich tygodniami. Zwierzęta zostały złożone i co jakiś czas, któryś z urzędników, przerzucał przez ogrodzenie kromki chleba albo parówki z folią – dodał.
"Nie wiedzieliśmy o tym miejscu"
Reporterzy programu Uwaga! zapytali o dramatyczną sytuację zwierząt powiatowego lekarza weterynarii. - Wcześniej o tym miejscu nie wiedzieliśmy - zapewniała ich powiatowy lekarz weterynarii, Anna Boczoń-Borkowska. Jak tłumaczyła, gminni urzędnicy mówili, że myśleli, że takie działanie jest legalne. - Traktowali to miejsce, jako tymczasowe przed przekazaniem psów do schroniska - tłumaczyła Anna Boczoń-Borkowska.
Co ciekawe, z materiału Uwagi! Dowiadujemy się, że Gmina Sterdyń podpisała umowę z jednym ze schronisk na terenie województwa świętokrzyskiego. Psy jednak tam nie trafiały. - Poza samą umową to można powiedzieć, że nie ma współpracy. Przed dwa lata trafił tu jeden piesek, po dwóch miesiącach został adoptowany – mówi reporterom Uwagi! Michał Glijer ze schroniska dla bezdomnych zwierząt „Baros”.
Władze gminy umywają ręce
- Zwierzęta nie umierały – zapewniał reporterów TVN Tomasz Rostkowski, zastępca wójta gminy Sterdyń. Urzędnik dodał, że „pracownicy zajmują się tymi zwierzętami i nie było żadnych zgłoszeń”.
Wójt Gminy Sterdyń Grażyna Sikorska opublikowała na urzędowej stronie oficjalne oświadczenie, w którym tłumaczy, że gmina boryka się z problemami opieki nad bezdomnymi psami.
"Zorganizowaliśmy tymczasowe miejsce, w którym przejściowo przetrzymywane jest kilka psów przed przekazaniem do schroniska lub do czasu odnalezienia właściciela psa. Psy, które zostały zabrane, znajdowały się w dużych kojcach z częściowym zadaszeniem i budami, podłoże kojców było gruntowe. Codziennie otrzymywały karmę i wodę. Psy były pod opieką lekarza weterynarii, otrzymały szczepienia, były odrobaczone. Fakt, że przedstawione na publikowanych zdjęciach psy miały mokrą i zabrudzona sierść (wskutek odpadów deszczu i mokrej nawierzchni w kojcu) nie świadczy o ich złej kondycji i zaniedbaniu w sprawowaniu opieki nad tymi zwierzętami" – czytamy w komunikacie. I jak dodaje wójt gminy: "Warunki, w jakich przebywały bezdomne psy w tymczasowym schronieniu na placu komunalnym przy Urzędzie Gminy w Sterdyni nie były fatalne ani tak złe jak zostało to przedstawione. Może nie były to warunki o wysokim standardzie, lecz zapewniające zwierzętom bezdomnym podstawowe potrzeby".
Psy czekają na kochający dom
Prezes DIOZ w reportażu Uwagi! zapewnił, że psy odebrane podczas interwencji dochodzą już do siebie, i niedługo rozpocznie się szukanie dla nich domów pełnych miłości.
Polecany artykuł: