Wrząca woda wylała się jak z gejzera w piątek po południu w policyjnych koszarach przy ul. Jagiellońskiej 49. Tuż przy boksach, w których odpoczywało po służbie sześć wyszkolonych psów. Zwierzęta nie miały najmniejszych szans na przeżycie. Zginęły wszystkie. - To dla nas ogromna tragedia. Pieski były dla przewodników, ale i policji oczkiem w głowie. Awarii miejskiej linii ciepłowniczej położonej w pobliżu obiektu policyjnego nie da się przewidzieć - to zdarzenie losowe. Cała tragedia trwała krótko i nie było szans na udzielenie pomocy – powiedział insp. Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Słowa inspektora potwierdzają przedstawiciele Veolii. - To się wydarzyło błyskawicznie. Nie była to awaria o dużym zasięgu, ale bardzo tragiczna w skutkach. Ze skorodowanej rury o średnicy ok. 80 cm. wytrysnęła woda, która mogła mieć temperaturę wyższą niż 80 st. Celsjusza. Te biedna psiaki po prostu się ugotowały – mówi łamiącym się głosem Aleksandra Żurada z Veolii.
To właśnie ICH psy zginęły na Pradze.
Psy, które zginęły w piątek po południu były specjalnie wyszkolone do pracy węchowej. Dla policji to nie tylko ogromna strata emocjonalna, ale także finansowa. - Chcemy zadośćuczynić tej stracie. Wiemy, jak opiekunowie psów przeżywają ich śmierć i jak ogromny uszczerbek poniosła policja. Być może sfinansujemy zakup kolejnych psiaków, być może ich szkolenia. To będziemy jeszcze ustalać z komendą stołeczną. Na razie jest za wcześnie, rany są zbyt świeże – mówi Aleksandra Żurawa.
Magnet, Jogin, Edamis, Lasso, Jerk i Long odeszli na wieczną służbę. Policjanci pożegnali ich wzruszającymi słowami: „Żegnajcie nasi niebiescy bracia”.