Ptasia grypa rozszalała się w Polsce
We wtorek Główny Lekarz Weterynarii poinformował o stwierdzeniu kolejnych sześciu ognisk wysoce zjadliwej grypy ptaków (HPAI) u drobiu. Łącznie od początku roku wykryto już 306 ognisk. Najgorsza sytuacja jest w powiatach żuromińskim i mławskim na Mazowszu.
7 maja 2021 ptasią grypę potwierdzono w gospodarstwie miejscowości Gradzanowo Włościańskie w gminie Radzanów (pow. Mławski). Hodowano tam 20 781 brojlerów kurzych. Tego samego dnia na Mazowszu wykryto jeszcze dwa ogniska:
- w miejscowości Lutocin w gminie Przeradz Mały, (pow. żuromiński) - hodowano tam 18 000 gęsi rzeźnych)
- w miejscowości Rekowo w gminie Zawidz, (pow. sierpecki) - hodowano tam 12 900 sztuk drobiu: 7500 kaczek rzeźnych i 5 400 gęsi rzeźnych
Zaledwie dwa dni później odkryto kolejne ognisko w województwie mazowieckim. Tym razem w miejscowości Mdzewo w gminie Strzegowo (pow. mławski), gdzie hodowano 679 251 brojlerów kurzych.
Polecany artykuł:
Dane są zatrważające. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", od początku roku z powodu ptasiej grypy pało już 10 mln ptaków. Szacuje się, ze tylko w powiatach żuromińskim i mławskim działa 605 ferm, w których żyje 75-80 mln zwierząt. Co więcej, niemal cały ten teren określany jest już jako obszar zapowietrzony. Oznacza to, że hodowany tam drób trzeba zabić, jeśli sam wcześniej nie padnie.
Gigantyczny problem z utylizacją padłego drobiu
Padające z zastraszającą szybkością kolejne ptaki powodują, że firmy utylizacyjne nie są w stanie transportować wszystkich trucheł. Nie mają też wystarczających sił przerobowym w spalarniach. Z każdym dniem robi się coraz cieplej, a leżąca pod kurnikami padlina i czekająca na transport zaczyna się rozkładać. Rozwiązaniem byłyby grzebaliska, o które apelował 4 maja Wojewoda Mazowiecki Konstanty Radziwiłł. Wielkie doły na padłe kury miały być kopane w każdym powiecie. Nie zgadzają się jednak na to mieszkańcy.
Próbo stworzenia grzebaliska w starym żwirowisku w Lipowcu Kościelnym zakończyła się fiaskiem. Mieszkańcy okupowali miejsce przez siedem dni, aż w końcu inwestor dał za wygraną i się wycofał. Również w Zawadach Dworskich się nie udało. Gdy mieszkańcy wsi zobaczyli gigantyczny dół na polu, postanowili działać. Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", z 300 osób (mieszkańców z Zawad i okolicznych wsi) stanęło na drodze, gdy jechał transport padłego drobiu. By zagrodzić przejazd, parkowali na drodze ciągnikami, maszynami, samochodami, a nawet beczkowozami. Blokada trwała pięć dni, aż w końcu wójta Gołymina, Adam Piotr Budek postanowił, by zacząć remont drogi. Póki prace trwają, żaden transport z padłym ptactwem się nie przedostanie.