Kluczowy w ustaleniu ostatnich chwil życia Magdaleny i Gabrysi K. z Pułtuska był zapis monitoringu. Kamery zarejestrowały, jak w nocy z piątku na sobotę przed godz. 4 kobieta parkuje swoją skodę nieopodal kładki nad rzeką w okolicach ulicy Solnej. Wychodzi z auta razem z córeczką, zostawiając na siedzeniach zwykły codzienny bałagan, świadczący o tym, jak spędziły wcześniej czas. Na fotelach leżą bilety do kina na film „Psi patrol”, rachunek z pizzerii, notatki o niewielkich zakupach.
Co jeszcze znaleziono w ich samochodzie? Zobacz w poniższej galerii:
Nic nie zapowiadało tragedii, choć jak ustaliliśmy, Magdalena K. walczyła wcześniej z depresją. Pewnie choroba dała o sobie znać tej feralnej nocy. - Parę lat temu jej matka się powiesiła. Magda się leczyła. Może to po prostu coś w genach? - zastanawia się jedna z sąsiadek rodziny. Ksiądz z pobliskiej parafii wspomina Magdę: - Była bardzo dla wszystkich pomocna. Wszyscy rolnicy i przedsiębiorcy ją znali z banku. Dobra, kochająca się rodzina - mówi ks. Roman Mosakowski.
A jednak monitoring rejestruje, jak nad ranem (ale jeszcze o zmroku) 2 października Magda K. idzie z córką na most i obie spadają w fale Narwi.
- Analiza monitoringu zamieszczonego na kładce miejskiej pozwoliła nam na ustalenie, że mamy do czynienia z samobójstwem rozszerzonym - potwierdziła „Super Expressowi” Monika Kosińska-Kaim, zastępca Prokuratora Rejonowego w Pułtusku. Nie podaje jednak szczegółów, czy kobieta zepchnęła dziecko do wody, czy skoczyły razem, trzymając się za ręce.
W poniedziałek, 4 września odbyła się sekcja zwłok Magdy i Gabrysi. - Przyczyną zgonu było utonięcie. Nie stwierdzono udziału osób trzecich - dodaje prokurator Kosińska-Kaim. W sobotę o poranku jeden wędkarz znalazł najpierw zwłoki dziewczynki, a cztery godziny później kolejny, kilka kilometrów dalej - trafił na ciało matki.
Polecany artykuł: