WARSZAW: Radni od PODWYŻEK CEN BILETÓW rzucali słuchawkami!

2011-05-28 10:00

Pasażerowie komunikacji miejskiej są wściekli na radnych Platformy Obywatelskiej, którzy przegłosowali w czwartek drastyczną podwyżkę cen biletów. I dają temu wyraz - wiele osób chwyciło za telefony i zadzwoniło do rajców, by powiedzieć, co myślą o ich pracy na rzecz warszawiaków.

Czwartek był sądnym dniem dla warszawiaków. Stołeczni radni PO bez skrupułów przegłosowali plan gigantycznych podwyżek cennika komunikacji miejskiej, dzięki któremu od 16 sierpnia za najzwyklejszy bilet jednorazowy płacić będziemy nie 2,80 a 3,60 zł. Zdaniem opozycji to przejaw braku zainteresowania losem warszawiaków i fatalnym stanem ich domowych budżetów. Pasażerowie myślą dokładnie tak samo. Co więcej, jasno dali temu wyraz. Setki osób skorzystały z opublikowanej w piątkowym "Super Expressie" listy hańby - spisu radnych PO, którzy podnieśli rękę za drastyczną podwyżką, a sami wożą się luksusowymi samochodami - i zadzwoniły do nich, by powiedzieć, co sądzą o nowych cenach.

Przeczytaj koniecznie: Warszawa: To przez radnych PO bilety będą droższe - ZOBACZ komu PODZIĘKOWAĆ

Telefony w Platformie dosłownie się urywały. Radni, choć z takim przekonaniem głosowali za podwyżkami, które spustoszą budżety warszawiaków, do rozmów z pasażerami już tak skorzy nie byli. Sprzedawczyni Małgorzata Dobrzańska (50 l.) próbowała porozmawiać z Marcinem Hoffmanem (47 l.), szczęśliwym posiadaczem trzech mercedesów. - Chciałam mu zaproponować, żeby został moim prywatnym szoferem, skoro ma aż trzy samochody, ale zdążyłam tylko zapytać, dlaczego głosował za tą podwyżką, bo od razu się rozłączył - mówi pani Małgosia, której na myśl o nowych cenach biletów aż skacze ciśnienie.

Próba Janusza Poborzańskiego (46 l.), który pracuje jako kierowca, ale komunikacją też jeździ, zakończyła się podobnie. - Próbowałem przemówić do rozsądku pani Aleksandrze Gajewskiej, która jest chyba najmłodszą radną, ale nie zdążyłem nawet podziękować, bo rzuciła bezczelnie słuchawką - mówi zawiedziony.

Niektórzy radni, jak Małgorzata Żuber-Zielicz (55 l.), wczoraj po prostu wyłączyli telefony. - Chciałam powiedzieć Piotrowi Mazurkowi, który ma dwa samochody, że chyba zwariował, żeby przy takich pensjach minimalnych, fundować takie ceny, ale nawet nie odebrał - żali się Marta Grudzień (29 l.), ekonomistka. Nie tylko ona była zawiedziona. Wielu radnych wiedząc, co się dzieje, po prostu nie miało cywilnej odwagi, by odbierać telefony.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki