– To jest naprawdę horror. Jeździmy z pacjentami po całej Warszawie, bo w szpitalach nie ma miejsc. Stoimy w kolejkach po kilka godzin przed SOR, żeby zwolniło się miejsce i można było przekazać chorego pod opiekę lekarską – mówią „Super Expressowi” ratownicy z warszawskiego pogotowia ratunkowego.
Do mediów dotarły nagrania z rozmów załóg karetek z dyspozytorami pogotowia ratunkowego, które pokazują jak „od kuchni” wygląda wożenie pacjentów w stolicy do szpitali. Dialogi mrożą krew w żyłach. Oto karetka przywozi pacjenta do szpitala na Czerniakowskiej, ale personel nie chce otworzyć ratownikom drzwi. – Jak my mieliśmy problem z przekazaniem pacjenta na „Orłowskim”, to żeśmy się wbili na nielegalu z transportem. Spróbujcie się wcisnąć – informuje ratownik medyczny. – Zostawiamy i odjeżdżamy – doradza dyspozytor. Ratownicy: – Ale mamy go tu rzucić pod drzwi? Czy gdzie? Bo oni nie chcą otworzyć! Ostateczną instancją okazuje się wojewoda mazowiecki. Po półtorej godziny dyspozytor informuje: – Wojewoda kazał wieźć do „Orłowskiego”! Nie kłócić się. Decyzja wojewody.
Co się dzieje na linii pogotowie – szpitale?! Czytaj dalej...
Czy w obliczu epidemii przestało działać porozumienie? Czy to efekt tego, że i ratownikom, i lekarzom puszczają nerwy w obliczu przepełnionych placówek? – Problem jest ogromny. W szpitalach jest pełne obłożenie, a codziennie mamy wiele transportów osób zakażonych i z podejrzeniem COVID. Ograniczane są przyjęcia na oddziały chorób wewnętrznych i SOR-y. Większość odmów na izbach przyjęć spowodowana jest brakiem miejsc. Zespoły pogotowia czekają z pacjentem po 8–10 godzin pod szpitalami i nie wiedzą, co robić – potwierdza dramatyczną sytuację Karol Bielski, dyrektor warszawskiego pogotowia. Wtóruje mu ratownik Jakub Bernaciak (23 l.): – Przyjeżdżamy na SOR i żeby przekazać pacjenta, czekamy wiele godzin. Jesteśmy wyłączeni z normalnej pracy i osłabieni. Nie możemy normalnie działać. Szpitale ustalają sobie zasady bez porozumienia, a my musimy się podporządkować.
Wojewoda mazowiecki w takim „ręcznym sterowaniu” karetkami nie widzi niczego złego. – Mamy epidemię, a więc sytuację nadzwyczajną, i to wymaga reagowania na bieżąco. To nagranie może brzmieć sensacyjnie, ale ja również przez siedem lat jeździłem jako lekarz w karetce i wiem, że to tylko wycinek codzienności – mówi „Super Expressowi” wojewoda Konstanty Radziwiłł.