Pożar kompleksu handlowego Marywilska 44 pochłonął dobytki tysiąca ludzi. Kupcy stracili swój dobytek – wielu z nich trzymało w boksach oszczędności oraz wszystkie dokumenty. Do dzisiaj nada nie wiadomo, co lub kto jest odpowiedzialny za ten niszczycielski żywioł.
Ekspert: „To jedyny pozytywny aspekt tego zdarzenia”
Teraz, ponad tydzień od tych dramatycznych wydarzeń, eksperci przyznają, że tragiczny pożar spowodował pewną refleksję. − Możemy mówić o pewnym „efekcie Marywilskiej”. Ludzie zaczęli zastanawiać się nad tym, czy warto się ubezpieczyć. Mowa zarówno o ich majątku prywatnym jak i przedsiębiorstwie. To jedyny pozytywny aspekt tego zdarzenia. Niektórzy przekonują się, że ubezpieczenie to nie jest zbytek, a realne zabezpieczenie – mówi Paweł Skotnicki, ekspert ubezpieczeniowy.
Jak zauważa Skotnicki, większość osób prowadzących działalność w centrum handlowym nie posiadała ubezpieczenia swojej działalności. Ta sytuacja spowodowała, że straty kupców są jeszcze większe.
− Mówi się, że zawsze Polak jest mądry po szkodzie. Ubezpieczyciele namawiają, by uczyć się na doświadczeniach innych. Tragiczny pożar na ul. Marywilskiej w Warszawie spowodował, że przedsiębiorcy zaczęli pytać o ubezpieczenia, szczególnie właśnie na wypadek pożaru lub podpalenia – dodaje Skotnicki.
Eksperci szacują, że wzrost zainteresowania ubezpieczeniami w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw to nawet kilkanaście procent tydzień do tygodnia!
Potężny pożar kompleksu Marywilska 44
Przypomnijmy, główny pożar wybuchł około godziny 4 rano w niedzielę, 12 maja. Cały kompleks handlowy Marywilska 44, czyli hala o wymiarach 250 na 250 metrów, niemal natychmiast stanął w ogniu. Płomienie buchały na kilkanaście metrów, a kłęby czarnego dymu były widoczne z odległości kilkunastu kilometrów.
Akcja była bardzo trudna, bowiem w kompleksie handlowym znajdowało się bardzo dużo łatwopalnego towaru, w tym ubrania i tekstylia. Strażacy do działań wykorzystali m.in. zdalnie sterowanego robota gaśniczego Colossus.