Pani Dorota jest pielęgniarką w jednym z warszawskich szpitali zakaźnych. Kwalifikuje ludzi do wykonania testów na koronawirusa. W sobotę rano wyszła do pracy. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że za chwilę jej dom będzie płonął jak pochodnia. - Jak wychodziłam wszystko było w porządku i nic się nie działo- mówi pielęgniarka. Kilka minut przed godz. 11 na strychu doszło do pożaru. Ogień zajął drewnianą konstrukcję i błyskawicznie rozprzestrzenił się na całe poddasze. Kiedy płomienie trawiły dach, na dole w kuchni jedli śniadanie niczego nieświadomi mąż i siostra pani Doroty. Ona natomiast wykonywała pacjentom testy na koronawirusa. Ogień i kłęby czarnego dymu zauważył sąsiad mieszkający po drugiej stronie ulicy. Natychmiast ruszył na ratunek. - Byłem w domu z żoną, córką i zięciem. Zobaczyłem, że sąsiadowi pali się dach i nikt nie reaguje.
PRZECZYTAJ Płonie dom rodzinny w Ursusie! Dwie osoby wyniesione z budynku
Zadzwoniłem szybko po straż i pobiegliśmy wszyscy ich ratować – opowiada pan Stanisław, sąsiad. Mężczyzna wraz z zięciem próbowali gasić szalejące płomienie, ale ogień był już tak duży, że nie byli w stanie sobie z nim poradzić. Żona pana Stanisława wyprowadziła z domu męża pani Doroty, który jest po udarze. Strażacy po kilku minutach dotarli na miejsce i natychmiast rozpoczęli akcję gaśniczą. Kiedy ratowali dobytek pani Dorota dostała telefon. - Zadzwoniła do mnie siostra z Bełchatowa i mówi, że dom mi się pali. Jak to usłyszałam nogi się pode mną ugięły. Wsiadłam w taksówkę i pojechałam do domu – mówi zrozpaczona kobieta. Mimo wysiłku strażaków, spłonął strych i konstrukcja dachu. Zniszczone zostało również piętro. Kobiety nie stać na odbudowę. Dlatego zwraca się do wszystkich z prośbą o pomoc. Sąsiedzi założyli konto na zrzutka.pl https://zrzutka.pl/ess49u Osoby, które chcą pomóc, mogą wpłacać pieniądze na odbudowę domu. Kobieta codziennie naraża swoje życie i pomaga innym. Pomóżmy jej i my.