78. rocznica powstania to jednocześnie 18 urodziny Muzeum Powstania. Pytamy dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego o wspomnienia z pierwszego spotkania w Parku Wolności w 204 roku, gdy Muzeum Powstania było otwierane.
„Super Express” Pamięta pan to pierwsze spotkanie w 2004 roku w Parku Wolności?
Jan Ołdakowski: Tamtej pierwszej rocznicy obchodzonej w Muzeum Powstania nie sposób zapomnieć. To był czas olbrzymiej presji, wyścigu z czasem i niepewności czy nam się uda, czy powstańcy poczują, że to jest ich miejsce, czy zrozumieją, że ta historia jest opowiadana dla nich. Dokładnie 18 lat temu te wątpliwości targały nami, gdy patrzyliśmy na gęstniejący tłum w Parku Wolności a powstańcy mieli zobaczyć gotową ekspozycję. A gdy prezydent Lech Kaczyński uderzył w dzwon, wiele osób mówiło nam: „Czy macie świadomość, że braliście udział w historycznym wydarzeniu”. Dla nas to były wielkie emocje. Ale w każdej wielkiej historii są rzeczy drobne, nawet zabawne, które tę historię tworzą...
Co ma pan na myśli?
Kiedy robiliśmy próbę uderzenia w dzwon, on rozbrzmiewał głośno i pięknie, ale… przy pustym placu. Gdy podczas otwarcia Lech Kaczyński uderzył w ten dzwon, na placu było pełno ludzi i prawie nikt go nie słyszał. Mimo że ten moment został uwieczniony na nagraniach i zdjęciach, zebrani mieli wrażenie, że dzwon się zepsuł. To nam pokazało, że nie da się wszystkiego zaplanować i przewidzieć.
18 lat, to niemal całe pokolenie. Też pamiętam ten dzień. Wtedy tu przed Muzeum był gigantyczny tłum i aż mieniło się w oczach od biało czerwonych opasek na ramionach powstańców. Dziś - 30 lipca 2022 - już takiego tłumu nie będzie…
Z oczywistych powodów nie. Tak jak sami powstańcy mówili „rządzi nimi generał Czas”. Wielu powstańców, którzy z nami zaczynali budować Muzeum, już odeszło. Z komitetu honorowego Muzeum żyje już tylko jeden powstaniec. Anna Jakubowska „Paulinka”, która odeszła kilka dni temu, była przedostatnia z tego grona. W ogóle na świecie żyje dziś ok. 800 uczestników Powstania. Ale to, co daje nadzieję, to fakt, że i tak będzie tu kilka tysięcy osób – rodziny powstańców, potomkowie skupieni wokół programu „Korzenie Pamięci”, harcerze, wolontariusze. Powstanie Warszawskie nadal tworzy gigantyczną wspólnotę.
Jak zmieniły się te obchody przez "naście" lat?
Odkąd działa Muzeum, jest masa rocznicowych rytuałów. Pamiętam czasy, gdy niewielu ludzi zatrzymywało się w godzinę W. Dziś to kilkaset tysięcy ludzi w bezruchu. Warszawa w tym momencie pokazuje swoje niesamowite, metafizyczne oblicze. Tworzy się specyficzna mapa miejsc, w których można pamiętać o bohaterach na swój sposób. Jeśli ktoś lubi tłum, nie przeszkadza mu skandowanie i race – idzie na rondo Dmowskiego, gdy chce stanąć w ciszy – idzie na pl. Zamkowy czy pl. Piłsudskiego, a gdy chce przy okazji spotkać powstańców, idzie na Powązki.
Polecany artykuł:
Jeden z bardziej wzruszających momentów to śpiewanie piosenek powstańczych na Pl. Piłsudskiego 1 sierpnia wieczorem.
To jest najdziwniejsze wydarzenie dla mnie. Ja nie umiem śpiewać i nie wierzyłem, że na takim śpiewaniu można zbudować wspólnotę. Kompletnie się myliłem! Okazuje się, że nie trzeba umieć śpiewać, by mieć frajdę w celebrowaniu pożegnania powstańczego dnia. Te kilkadziesiąt tysięcy ludzi składa wtedy hołd powstańcom w taki pozytywny, sposób. To wydarzenie jest rzeczywiście wyjątkowe, nie najważniejsze, ale na pewno największe. W nim jest taki nieoczywisty duch powstania, bo zaczynamy od tych radosnych piosenek a kończymy na poważnych, w których widać dramatyzm końca powstania. Tak, jak to było w trakcie 63 dni walk.
Te obchody są już bardziej dla nas, czy ciągle dla powstańców?
W tych obchodach będzie uczestniczyło ok. 200 powstańców, jeśli zdrowie pozwoli. Ale one są dla nich bardzo ważne. Każdego roku czekają na nie, bo wtedy widzą i czują, że dla następnych pokoleń ich wartości są też istotne, a to, co zrobili - jest zrozumiałe. My wszyscy pokazując w te dni, że jesteśmy razem, że pamiętamy, dajemy powstańcom energię na cały kolejny rok. Oni się mobilizują, ładują akumulatory, by być, by opowiadać, by zostać otoczonymi wianuszkiem młodych ludzi. To jest dla nich niemal najważniejszy dzień w roku.
Co dziś powstańcy mówią młodym?
Mówią o potrzebie jedności, bycia razem, o konieczności angażowania się, nie pozostawaniu biernym. Gen. Zbigniew Ścibor-Rylski na tym placu zawsze mówił do młodych: „Uczcie się, bo to wy za chwile weźmiecie odpowiedzialność za Polskę”.
Wojna w Ukrainie przerażająco pokazała, jak opowieści powstańców są aktualne i dziś.
Agresja Rosji na Ukrainie spowodowała, że opowieść powstańców warszawskich i narracja Muzeum Powstania to już nie tylko historia, ale znów teraźniejszość. My musimy nie tylko wspierać Ukraińców, by trwali w walce, ale robić wszystko by zbrodnie nie zostały zapomniane. Nie wolno odpuścić zbrodniarzom ich zbrodni.
Ciągle jeszcze odpowiada pan na pytanie, czy powstanie było potrzebne?
To pytanie nie zniknie. Młodzi ludzie ciągle je sobie zadają. Także ci, którzy kochają powstańców, którzy widzą ich na zdjęciach uśmiechniętych, pełnych energii. W dobrym filmie zło przegrywa, tu przegrało dobro. Hart ich ducha dał im szacunek, ale wygrać im się nie udało. Więc na pytanie ”czy powstanie powinno wybuchnąć” nie ma dobrej odpowiedzi. Ale każdego uczestnika powstania trzeba o to pytać indywidualnie.
Rozmawiała Izabela Kraj