Rodzice Krzysztofa Dymińskiego: "Odmówiono nam obejrzenia nagrań"
Zaginiony Krzysztof Dymiński wciąż nie został odnaleziony. Pani Agnieszka, mama chłopaka, nie ukrywa, że chcą poznać odpowiedź na najważniejsze pytanie: czy ich syn żyje. Rodzice proszą wszystkich świadków o zgłaszanie najmniejszej informacji, która mogłaby przyczynić się do rozwiązania sprawy.
Każda poszlaka się liczy. Ostatnio w sieci pojawiło się zdjęcie osoby uderzająco podobnej do Krzyśka. Dzięki nagłośnieniu i szybkiej reakcji internautów w zaledwie 10 godzin udało się ustalić, że to nie był on, a Dymińscy ze spokojem zamknęli ten wątek. Więcej: Zaginiony Krzysztof Dymiński żyje i się ukrywa? Matka pokazała zdjęcie z autobusu
Rodzice nastolatka w programie "Halu tu Polsat" opowiedzieli również o zmianach, które ich zdaniem są potrzebne i mogłyby przynieść spokój rodzinom podczas prowadzenia spraw osób zaginionych.
- Chcieliśmy obejrzeć ostatnią drogę naszego syna z domu na Most Gdański. Odmówiono nam obejrzenia tych nagrań, zasłaniając się działaniami operacyjnymi. Wydaje mi się, że każdy rodzic chciałby to obejrzeć. Takie oczekiwania są też innych rodzin, z którymi rozmawiamy - mówił na antenie ojciec Krzysztofa.
Czytaj dalej pod materiałem wideo.
Potrzebne są zmiany
- Wszyscy widzą potrzebę zmian. Wszyscy widzą, że coś nie działa. Jest potrzeba weryfikacji procedur, potrzeba rozmów czy reagowania - podkreśliła pani Agnieszka. Gdy zaginął Krzysztof państwo Dymińscy w dużej mierze musieli radzić sobie sami, na własną rękę zdobywali informacje i szerzyli wiadomość o poszukiwaniach. Dzięki ich staraniom i wytrwałym nagłaśnianiu sprawy pamięć o chłopaku jest wciąż żywa, a poszlaki, ponad półtora roku później, stale spływają z różnych zakątków Polski. Zdecydowanie zwiększa to szanse na znalezienie odpowiedzi na pytanie co stało się z ich synem.
Rodzice Krzysztofa w maju br. ruszyli z kampanią społeczną "Gdzie jesteś?", która ma zwrócić uwagę na trudności, z którymi zmagają się bliscy zaginionych. Po zaginięciu, szczególnie młodych osób, kluczowe są pierwsze godziny i dni od zgłoszenia. Zatem im szybciej i szerzej informacje zostaną rozpowszechnione, tym większe są szanse na odnalezienie dziecka żywego. Zaginięć jest wiele, a służby niechętnie korzystają z rozwiązań typu Child Alert z obawy (nie jest ona bezpodstawna), że społeczeństwo "uodporni się" na częste i pilne wiadomości o zaginięciach dzieci i nastolatków.
Dymińscy mają nadzieję na wprowadzenie innych rozwiązań:
- Jeżeli Child Alert nie może być za często uruchamiany, bo spowszechnieje, to dajemy inne rozwiązanie np. uruchomienie alertu RCB na wybranym obszarze Polski. Po to, że np. dziewczynka z Andrychowa zaginęła i umarła mogłaby spowodować to, że osoby, które siedzą przy telefonach w tym rejonie, mogłyby to zobaczyć. Uważam, że włączenie Child Alert w tym przypadku, mogło uratować życie dziewczynki - mówił na antenie "Halo tu Polsat" Daniel Dymiński, przywołując sprawę, o której pisaliśmy tutaj: Szukali 14-latki, oskarżają policję. "Nie zrobili nic, aby odnaleźć Natalię" [Rekonstrukcja zdarzeń].