Dostanie się do stołecznego przedszkola graniczy z cudem. Ratusz zapowiedział, że pierwszeństwo przyjęcia będą miały maluchy wychowywane przez samotnych rodziców oraz dzieci, których rodzice płacą podatki w stolicy. Tymczasem okazało się, że zabrakło miejsc dla ponad 4 tysięcy maluchów w wieku 3-4 lat. Jak to możliwe? Urzędnicy przeliczyli się. Nie spodziewali się, że co drugi rodzic 6-latka wybrał dla dziecka przedszkole, a nie szkołę. Te dzieci na pewno zostaną przyjęte do placówek, bo ich obowiązuje roczny okres przygotowania do nauki w szkole. Dlatego miejsc zabraknie głównie dla najmłodszych.
Mnóstwo nerwów
Ich opiekunowie nie mogą tego zrozumieć. - Urzędnicy zwyczajnie nas oszukali. Z mężem płacimy podatki w stolicy, ale nasz Krzyś prawdopodobnie nie dostanie się do przedszkola przy ul. Brożka na Bemowie, do którego chodzi starszy synek Kuba - mówi Anna Rembecka-Orłowska (31 l.).
- W tym przedszkolu jest tylko 15 miejsc. Przecież nie będę woziła dzieci do dwóch różnych placówek - dodaje zirytowana pani Anna. 2,5-letni Kuba w rekrutacji otrzymał 80 punktów. - To wyścig. Nie mamy szans z rodzicami samotnie wychowującymi dziecko, bo oni otrzymują, aż 128 punktów, nawet jeśli rodzice nie pracują i nie płacą podatków - podkreśla zbulwersowany Marcin Orłowski (28 l.), mąż pani Anny.
A co na to miasto?
- Pierwszy etap rekrutacji zazwyczaj wykazuje, że brakuje mnóstwa miejsc dla dzieci, ale we wrześniu wszystko powinno się unormować. Dzieci zostaną przyjęte do przedszkola, choć niekoniecznie do tego pierwszego wyboru - wyjaśnia Bartosz Mielczarczyk, rzecznik stołecznego z Ratusza, i po chwili dodaje: - Burmistrzowie dzielnic wygospodarują nowe pomieszczenia na oddziały przedszkolne, np. w szkołach podstawowych, gdzie pierwotnie miała być zerówka. 19 kwietnia ogłoszone zostaną listy przyjętych dzieci.