Dramat rozegrał się 20 lutego. Tomasz Zaraś (40 l.) z Mokotowa bardzo źle się czuł, więc poszedł do lekarza. W przychodni dowiedział się, że ma zapalenie płuc. Dostał antybiotyk i miał leżeć w łóżku. O godz.15 miał już 41 stopni gorączki i duszności, dlatego do ich mieszkania przy ul. Nabielaka przyjechało pogotowie.
Przeczytaj: Pabianice: Dyspozytor pogotowia przyjął poród przez telefon!
- Powiedzieli, że lekarstwa, które dostał rano, wystarczą, i odjechali. A stan Tomasza tylko się pogarszał - mówi ze łzami w oczach jego mama Katarzyna.
Kolejny ambulans wzywany był o 21.35, bo gorączka sięgała już 42 stopni, ale pogotowie odmówiło przyjazdu. - Powiedzieli, że nie są od tego, żeby przyjeżdżać do temperatury. Dyspozytor zaproponował, żeby syn poszedł do szpitala sam, bo ma blisko - relacjonuje kobieta.
Karetka wzywana była znów o 21.50, ale rozmowa wyglądała tak samo. W tym czasie półprzytomny od gorączki mężczyzna zaczął się dusić. Jego zrozpaczona żona wybiegła przed budynek i wolała o pomoc, za nią wybiegły ich zapłakane małe córeczki.
Po telefonie od ochroniarza, około godz. 22 pogotowie przyjechało, ale Tomasz Zaraś już nie żył. - Wyzionął ducha na własnym łóżku, bo osoby, które powinny ratować życie, odmówiły mu pomocy - mówi zapłakany ojciec, Wojciech Zaraś.
Zobacz: MIĘDZYRZECZ. Dramatyczny PORÓD w TOALECIE w SZPITALU: Urodziłam Julcię do sedesu
Na miejsce przyjechali policja i prokurator. Zostało wszczęte śledztwo. - Nagły zgon młodego człowieka zawsze budzi wątpliwości. Od 24 lutego prowadzimy postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci pana Tomasza Zarasia.
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu były zapalenie płuc i niewydolność krążeniowo-oddechowa, ale ostateczna przyczyna będzie znana dopiero po wykonaniu badań histopatologicznych - mówi Wojciech Sołdaczuk, zastępca prokuratora rejonowego Warszawy-Mokotowa.
- Badamy również wątek zaniedbania ze strony pogotowia - zapewnił prokurator.