Gang "obcinaczy palców" przed sądem
Kolejna rozprawa odbyła się w środę, 11 maja o godz. 10 na tzw. bezpiecznej sali warszawskiego sądu okręgowego przy ul. Kocjana. Za wielką szybą, w eskorcie policjantów, stanęli m.in. Wojciech S. ps. Wojtas i Grzegorz K. ps. Ojciec, czyli głowy "gangu obcinaczy palców". Podczas rozprawy prokurator Krzysztof Kuciński z Prokuratury Okręgowej w Płocku, odczytał mowę końcową, w której przytoczył wszystkie zarzuty. Proces, który ciągnie się już od 2016 r. jest o tyle wyjątkowy, że niektórzy z członków gangu po raz pierwszy przerwali zmowę milczenia i przedstawili wymiarowi sprawiedliwości nowe fakty. W sądowych kuluarach mówi się, że proces ten może się zakończyć nawet w przyszłym miesiącu.
Mrożące krew w żyłach historie sprzed lat
Podczas środowej rozprawy prokurator opisał uprowadzenie z 2004 r., kiedy to mokotowski gang miał porwać przedsiębiorcę Stanisława G. - Pokrzywdzony szedł do swojego samochodu zaparkowanego na publicznym parkingu. Członkowie gangu podeszli do niego i przedstawili się jako CBŚ, następnie wsadzili go do auta - opisywał w sądzie prokurator. Po 40 minutach jazdy, Stanisław G. miał zostać umieszczony w domu pod Warszawą. - Spędził tam 4 tygodnie, gdzie był bity i oblewany wrzącą wodą. Przestępcy rozebrali go do naga i nagrali wideo, w którym G. błagał córkę o jak najszybsze zebranie pieniędzy - opisuje Kuciński. Stanisław za pomocą pośredników sprzedał swoje udziały w akcjach dużej firmy ubezpieczeniowej. - Gang zgodził się na wydanie G. za 250 tys. euro okupu, który został przekazany po czterech tygodniach na przystanku Rozbrat - mówił prokurator. Straumatyzowany G. musiał wyjechać z Polski, aby móc poczuć jakiekolwiek bezpieczeństwo.
Przeczytaj też: Gang mokotowski opanował areszt na Białołęce. Traktowali strażników, jak chłopców na posyłki
Inne uprowadzenie miało miejsce w nocy 31 stycznia 2004 r. Do Łukasza K. podeszło czterech nieznanych mu mężczyzn, którzy zadali mu mocny cios w brzuch. - K. został przewieziony i przywiązany do łóżka łańcuchem. Porywacze skontaktowali się ze Zbigniewem K., członkiem rodziny Łukasza - opowiadał prokurator. Z początku gang chciał 500 tys. euro, jednak ostatecznie zgodzili się na kwotę około 400 tys. zł., które porywacze mieli odebrać 23 lutego 2004. - Ojciec Łukasza prowadził dużą firmę produkującą kostkę brukową, stąd oskarżeni wiedzieli, że będą w stanie sprawnie zapłacić okup - mówił na sali prokurator.
Kolejne porwanie pochodzi z 31 marca 2004 r. Tego dnia, członkowie gangu mieli zebrać się na ul. Literatów w Konstancinie. - Mariusz M. jechał samochodem ze swoim kolegą Mariuszem Ś. Oskarżeni zatrzymali go metodą "na policjanta" - relacjonował prokurator. M. miał być przewieziony do domu gdzie był bity i przetrzymywany. Porywacze zażądali od rodziców aż miliona euro. - Gang nagrał dyktafonem jak M. błaga o wpłatę pieniędzy. Nagranie zostało puszczone rodzicom w trakcie rozmowy telefonicznej - opisywał oskarżyciel. Po tym gdy rodzina przekazała gangsterom jedynie 200 tys. zł., ci obcięli Mariuszowi palec sekatorem i podrzucili go jego rodzicom żądając miliona zł. Rodzice M. posiadali znaczną ilość nieruchomości, dlatego gang wytypował właśnie Mariusza. Ciało młodego mężczyzny zostało znalezione przez przypadkowego przechodnia w lesie. - Wojciech S. podjął decyzję o zabiciu M. Początkowy pomysł był taki, aby nafaszerować zmarłego narkotykami i wtedy go wypuścić. Porzucili jednak ten pomysł, ponieważ obawiali się, że porwany ich rozpozna. Mariusz został ciosem siekiery w głowę - opisywał prokurator.
Przeczytaj też: 93-latek spacerował z fortuną w kieszeniach! Emeryt zgubił drogę powrotną do domu
Kolejną ofiarą był Harisha H., obywatel Indii mieszkający w Polsce. Jego ciało nie zostało odnalezione do dnia dzisiejszego. 24 kwietnia 2004 r. przebrani za policjantów członkowie mokotowskiej grupy mieli go wsadzić do busa, którym wywieźli go do jednego ze swoich lokali. - Członkowie gangu skontaktowali się z pracodawcą porwanego, od którego zażądali 2 miliony euro. Ostatecznie zgodzili się oni na 800 tys. dolarów. Aby zmusić bliskich do szybkiego płacenia gang obciął poszkodowanemu trzy palce. Pierwszy z nich został znaleziony 16 czerwca - przypominał prokurator. Zdaniem Krzysztofa Kucińskiego, w przypadku tego porwania doszło do pomyłki, ponieważ gangowi w rzeczywistości zależało na przełożonym Harisha H.
Kolejne opisane w środę przez prokuratora porwanie dotyczy 21-letniejwówczas Eweliny B. 30 maja 2005 r. studentka stała pod uczelnią, gdzie została wciągnięta do samochodu. Pierwszy kontakt z rodziną Eweliny, przestępcy nawiązali 5 czerwca. Rodzice porwanej to znani przedsiębiorcy z branży mięsnej, o czym przestępcy doskonale wiedzieli. - Grozili zgwałceniem i zabiciem Eweliny. W ustalonym miejscu pod Wyszkowem zostawili ścięte włosy Eweliny, które niedługo potem odnalazł jej ojciec - mówi prokurator. Pomimo wniesionego okupu w postaci miliona euro, gang nie wydał młodej kobiety, 5 sierpnia 2005 r. grupa zerwała kontakt. Gang miał obserwować Ewelinę już od wakacji 2004 r. Jak mówi prokurator, jeździli za nią po mieście, a pełną relację składali Wojciechowi S. - Rodzina wciąż nie może uwierzyć w jej śmierć. Do dnia dzisiejszego opłacane są za nią składki ZUS i jest właścicielką firmy. Taka jest waga działalności mokotowskiej grupy - mówił na sali prokurator. - Wojciech S. był głównym dowodzącym porwań, załatwiał on miejsce, gdzie byli przetrzymywani porwani oraz samochody - podsumowuje Krzysztof Kuciński.
Nie przegap: Takie są prawdziwe zarobki Rafała Trzaskowskiego i jego zastępców. Najnowsze oświadczenia majątkowe
Dlaczego sprawa gangu "obcinaczy palców" ciągnie się tak wiele lat?
Dopiero w ciągu ostatnich kilku lat, członkowie mokotowskiej grupy zaczęli współpracować z prokuraturą i zdradzać coraz to kolejne szczegóły operacji z początku tysiąclecia. Niektórzy, za wyznania przed sądem zapłacili nawet własnym życiem. - Są to relacje współtwórców przestępstw. Dowody te są trudne w ocenie, ponieważ są one subiektywne, jednak w tym wypadku pokrywają się one z szeregiem innych dowodów. Przypominam, że na samym początku nikt nie przyznał się do czynów, jednak wraz z biegiem czasu mówili oni coraz to więcej. Ogromną wartość mają zeznania Janusza M., który w pewnym momencie był bardzo istotnym członkiem gangu - mówił w sądzie prokurator.
- Z tych puzzli wyłania się jasny obraz przestępstw i zabójstw. To nie były incydenty, bo w latach 2002-2005 ich codziennością było zbieranie okupu i obserwacja ofiar. Co prawda, zeznania świadków różniły się od siebie, ale kto potrafiłby idealnie odtworzyć wydarzenia sprzed 10 lat? - pytał retorycznie prokurator.
Srogie kary dla członków gangu "obcinaczy palców"
Prokurator wnioskuje o karę 25 lat pozbawienia wolności dla Wojciecha S., 25 lat dla Krzysztofa P., 15 lat dla Artura N., 15 lat dla Sebastiana L., 12 lat dla Krzysztofa M., 6 lat dla Leszka W., 15 lat dla Tomasza R., kara dożywocia dla Marcina N., 25 lat dla Tomasza R., 15 lat dla Grzegorza K., 6 lat dla Krzysztofa B. i 4 lat dla Marcina S.
Podczas kolejnych rozpraw sędzia wysłucha mów końcowych obrońców oskarżonych. - Być może jeszcze w czerwcu sędzia wyda wyrok - słyszymy w kuluarach sądu.
Polecany artykuł: