Zadźgał żonę, bo go obudziła
Sąsiedzi Mariana B. nie mają wątpliwości - to gospodarz pracowity, dbający o obejście i inwentarz. Gdy miał robotę, nigdy nie zaglądał do kieliszka, ale jak już uporał się z obowiązkami, to lubił wypić piwko z przyjaciółmi. Niestety, promile krążące we krwi czyniły z niego agresywnego łobuza. Nie raz i nie dwa lokalna policja musiała łagodzić domowe awantury, które wywoływał na rauszu.
Tragicznego czerwcowego popołudnia 2017 r. Marian B. po pracy poszedł swoim zwyczajem spotkać się z czekającymi już na niego spragnionymi złotego trunku kumplami. Jak zwykle popili, pogadali i przykładnie rozeszli się każdy w swoją stronę, by wytrzeźwieć. Marian dotarł do swojego gospodarstwa, ale by nie pokazywać się po pijaku żonie na oczy, postanowił złożyć swe utrudzone pracą i wieloma wypitymi piwami ciało w stodole na sianie. Uwielbiał jego zapach, który koił mu nerwy, ale też ciszę panującą we wnętrzu budynku, jakże odległym od niechybnych pretensji małżonki. Zasnął błyskawicznie. I spałby tak zapewne do białego rana, gdyby nie jego 44-letnia małżonka Dorota. To ona przerwała mu błogi spokój, a tego podpity, rozbudzony i rozwścieczony z tego powodu małżonek nie potrafił znieść.
Wydarł się na kobietę i wyskoczył do niej z pięściami. Zaczął urągać niewieście, a jego dłonie niebezpiecznie szukały jej szyi. Przerażona pani Dorota skryła się w domu, ale jej mąż nie zamierzał odpuścić. Dopadł kobietę w kuchni. Chwycił nóż i kilka razy dźgnął ją w pierś, szyję i twarz. Zbroczona krwią 44-latka zdołała jeszcze wybiec na drogę i wezwać pomoc. Było już jednak za późno. Zmarła w szpitalu.
Żonobójca z Rzążewa skazany
Marian B. trafił do aresztu. W wydychanym powietrzu miał 1,5 promila alkoholu. Pomimo niezbitych dowodów jego winy, nie przyznał się do zasztyletowania żony. Zdanie zmienił dopiero w śledztwie. Zdał sobie sprawę z tego, do czego doprowadził go alkohol. Sąd Okręgowy w Siedlcach nie miał dla niego litości i skazał go na 15 lat więzienia.
Koszmarna zbrodnia w małej wsi pod Siedlcami przez wiele miesięcy spędzała sen z powiek jej mieszkańcom. Po tragicznej śmierci pani Doroty lokalna społeczność miała też inny, bardziej przyziemny problem. Zamordowana przez męża kobieta była bowiem ekspedientką w jedynym miejscowym sklepie spożywczym, a gdy jej zabrakło - sklep zamknięto. Od tej chwili mieszkańcy Rzążewa po chleb czy wędliny musieli jeździć do oddalonego o 4 kilometry gminnego sklepu w Zbuczynie.