ZOO w Warszawie wspomina czasy II wojny światowej
Z dniem 1 stycznia 2023 roku w życie weszła uchwała zmieniająca nazwę warszawskiego ZOO. Od tego dnia jest to Miejski Ogród Zoologiczny im. Antoniny i Jana Żabińskich w Warszawie. Zmiana ta wynika z chęci uhonorowania pamięci długoletniego dyrektora ZOO Jana Żabińskiego oraz jego małżonki Antoniny Żabińskiej. Zapisali się oni na kartach historii Warszawy jako architekci i twórcy rozwoju ZOO, a także jako wybitni bohaterowie II wojny światowej. W czasie wojny ich dom, czyli "Willa pod Zwariowaną Gwiazdą", stał się schronieniem dla uciekinierów z warszawskiego getta. Za tę działalność Antonina i Jan Żabińscy zostali odznaczeni medalem „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”.
Co ciekawe, na Facebooku powstał profil "Antonina i Jan Żabińscy". Redaktorka tego profilu, a jednocześnie kustoszka "Willi Pod Zwariowaną Gwiazdą", przypomina ważne momenty życia rodziny Żabińskich, a także przytacza ciekawostki związane z tą rodziną.
To właśnie na tym profilu pojawiło się rozdzierające serce wspomnienie pierwszych dni wojny. Notatki Antoniny Żabińskiej z 5 września 1939 roku łamią serce.
"Nie poznałam Ogrodu. Tych kilka dni dokonało w nim rozpaczliwych spustoszeń"
Na wstępie przytoczono krótką wypowiedź dyrektora ZOO w Warszawie Jana Żabińskiego, która pojawiła się w specjalnym wydaniu "Super Expressu" z 1 września 1939 roku. Powiedział on: "Muszę być optymistą. Będziemy chronić zwierzęta przed zagładą i wierzę, że je uratujemy".
Niestety, już kilka dni później jasne było, że mieszkańców stołecznego ZOO czeka śmierć. Jak czytamy we wpisie na Facebooku, Antonina Żabińska wraz z synem Rysiem ostatnie przedwojenne wakacje spędzała we wsi Rejentówka pod Warszawą. Do stolicy wrócili 5 września, już po wybuchu wojny. W swoich notatkach dokładnie opisała, co zastała na terenie ukochanego ogrodu tego dnia.
"Nie poznałam Ogrodu. Tych kilka dni dokonało w nim rozpaczliwych spustoszeń. Porozbijane asfalty dróg, mury odłupane, trawniki zaorane kołami armat, ziejące czernią leje. Grunt dygotał jak na febrze, zdawało się, że przeżywamy trzęsienie ziemi…Na wybiegach zwierząt rozlegały się ciężkie stękania lwów i rozdzierające miauczenia tygrysów. Matki łapały zębami za karki swe młode i oszalałe ze strachu, miotały się, daremnie szukając schronienia. Słonie trąbiły, hieny szlochały…" - opisywała.
Zwierzęta w warszawskim ZOO czekała jedynie śmierć
Dalsze notatki Antoniny Żabińskiej przypominają zarówno dramat zwierząt, jak i dramat ludzi, którzy musieli podjąć wstrząsającą decyzję. "Bomba runęła na skałę białych niedźwiedzi, druzgocząc wszystkie bariery. Wyjście tych zwierząt na wolność, pociągnęłoby za sobą skutki zbyt groźne dla ludności, aby można było pozwolić sobie na wahania i litość. Broń miało tylko wojsko. Kosmate misie wzięto na muszkę karabinów plutonu żołnierzy i niedźwiedzie padły, jako pierwsze ofiary wojny w naszym zoo. Messerschmitty latały coraz niżej. Zaczęła płonąć lwiarnia. Hieny i wilki wybiegły na teren. Zbliżało się nieuniknione. Życiu umęczonych ludzi w oblężonym mieście nie mogły jeszcze dodatkowo zagrażać dzikie zwierzęta, które wydostały się z klatek… Wychodząc na ganek zobaczyłam grupę żołnierzy i kilka osób z personelu Ogrodu. Odwracali oczy, dozorcy płakali. Zrozumiałam. Było po wszystkim" - czytamy we wpisie na profilu ZOO.
Dołączono do niego fotografię słoni, które niegdyś mieszkały w stołecznym ZOO. Żaden z nich nie przeżył wojny. "Na zdjęciu słonica Kasia z Tuzinką. Kasia padła raniona odłamkiem. Jaś- ojciec Tuzinki- oszalały ze strachu, przez co i agresywny - został zastrzelony przez wojsko. Ukochana Tuzinka wywieziona do III Rzeszy nie przeżyła wojny" - wyjaśnia ZOO.