Wszystko wydarzyło się 29 lipca. Sebastian M. wraz z kolegami szedł korytem Wisły. Młodzi mężczyźni znali ten teren od dziecka, wiedzieli, że jest tam płytko, a woda sięga około 40 centymetrów. Jednak to, co się stało tego dnia, zapamiętają do końca życia. W pewnym momencie Sebastian zrobił krok i nagle zniknął pod wodą. Jego zdumieni koledzy nie wiedzieli, co się stało. Natychmiast zawiadomili służby ratunkowe.
Na miejscu błyskawicznie zjawili się strażacy z Sokołowa Podlaskiego. Wspólnie z płetwonurkiem przeszukiwali rzekę. Dopiero po kilku godzinach odnaleźli ciało chłopaka. Było przy drugim brzegu, kilkaset metrów od miejsca, gdzie zniknął. Co się stało?
Wszystko wskazuje na to, że chłopak wszedł w obszar tzw. kurzawki. Wpadł w dziurę, która była pozornie wypełniona piaskiem, a pod ciężarem po prostu się załamała.
- Pod dnem rzeki, które tworzy głównie piasek, jest jeszcze wewnętrzny nurt. Jest on znacznie węższy niż ten, który widzimy gołym okiem, ale za to niesamowicie silny. Młody człowiek najprawdopodobniej wpadł do niego i dlatego jego ciało odnaleźliśmy w miejscu tak oddalonym - tłumaczy Edmund Benedykciuk, szef grupy ratownictwa wodnego z Sokołowa Podlaskiego, który prowadził akcję poszukiwawczą. W identycznych okolicznościach kilka tygodni wcześniej zginął mężczyzna w okolicach Konstancina. Jego ciało policjanci odnaleźli pod mostem Poniatowskiego.
Policja apeluje
Asp. Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji: - Każdy akwen jest zdradliwy nawet dla potrafiących pływać. Dlatego apelujemy o zachowanie rozsądku podczas kąpieli i wypoczynku nad wodą