Mieszkańcy stolicy nie siedzą w domach, tylko zabierają łyżwy i ruszają ślizgać się po zamarzniętych jeziorkach, stawach czy kanałkach. Są przekonani, że nic złego im się stać nie może. - Co roku jeżdżę na łyżwach na Kępie Potockiej - mówi Dominika Wągrodzka (36 l.), która ślizga się razem ze swoim synkiem Marcinem (3 l.). - Małemu bardzo przypadła do gustu ta zabawa. Staramy się, żeby jak najlepiej spożytkować każdą wolną chwilę - opowiada.
Zimową aurę wykorzystują tak-że stołeczni amatorzy wędkowania. Nie ma nic przyjemniejszego, niż wykuć przerębel i usiąść na małym stołeczku z wędką. - Ja się nie boję, że lód się pode mną zarwie - mówi pewnie Zygmunt Kaczorek (50 l.), portier, który łowi ryby na środku zamarzniętego jeziora Balaton na Gocławiu. Razem z nim nasz reporter sprawdził - pokrywa lodowa jest gruba na ponad 20 centymetrów. - No widzi pan! Nie ma szans, żeby się zarwała. Wędkuję już kilkanaście lat i dobrze wiem - przekonuje nas wędkarz.
Tymczasem strażacy zupełnie odradzają nie tylko zabawy, ale też samo chodzenie po lodzie. - To niebezpieczne. Wystarczy, żeby na tafli lodu powstała drobna rysa i chwilę później lód może się zarwać - informuje kapitan Michał Gigoła (32 l.) z zespołu prasowego straży pożarnej. - Poza tym w każdej chwili może się zrobić ciepło i lód zrobi się bardzo cienki - dodaje.
Te ostrzeżenia jednak nie przemawiają do warszawiaków. - Od lat tu jeżdżę i nie słyszałem, żeby komuś się coś stało - przekonuje łyżwiarz z Jeziorka Czerniakowskiego. Czyżby mieszkańcom stolicy brakowało wyobraźni, że tak ryzykują dla chwili zabawy?