Złodzieje wodzą sędziów za nos. "Zając" i "Pacur" wiedzieli, że policyjna pętla zaciska się wokół nich coraz bardziej i we wtorek sami zgłosili się na komisariat. Byli poszukiwani przez policjantów za kradzież między innymi trzech wozów marki BMW i luksusowego mitsubishi. Obaj mężczyźni to doskonale znani złodzieje z tzw. starej szkoły wołomińskiej. W czwartek stanęli przed sądem i... znów wyszli na wolność. - Materiał dowodowy jest na tyle obszerny, że nie ma obawy, że podejrzani będą mataczyć w śledztwie. Ich postawa też nie była bez znaczenia - wyjaśnia Wojciech Małek, rzecznik warszawskiego Sądu Okręgowego.
"Zając" uważany jest za jednego z najgroźniejszych złodziei w kraju. Zasłynął brawurowymi ucieczkami przed policjantami. Zatrzymany za bójkę w Mrągowie, wykorzystał gapiostwo konwojujących go policjantów i w kajdankach uciekł im z radiowozu. W listopadzie 2009 roku wpadł w zasadzkę. Jednak nie trafił za kraty.
- W innych sprawach podejrzany stawia się na dozór. Poza tym ma małe dziecko i prowadzi działalność gospodarczą - tłumaczył wtedy Marcin Łochowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
Działalność "Zająca" to warsztat samochodowy. Złodziej dostał nawet 17 tys. zł dofinansowania z Unii Europejskiej na prowadzenie interesu.
Minęły dwa lata i historia zatoczyła koło, a "Zając" nadal jest na wolności. - Po co mamy ich łapać, skoro oni i tak wychodzą i śmieją się nam w twarz? - nie ukrywają złości policjanci.