Warszawa: Sąsiadka nie daje nam żyć

2011-01-12 2:00

Mieszkańcy bloku przy ul. Wiarusów na Pradze-Południe są na skraju wyczerpania przez nękającą ich sąsiadkę. Dobijanie się do drzwi z wyzwiskami i bieganie z ostrymi narzędziami po klatce to jej ulubione zajęcie. - Boimy się o siebie i dzieci - mówią zrozpaczeni.

W komunalnym budynku przy ul. Wiarusów 15 mieszka ponad 60 rodzin. Marylę L. (50 l.) zna większość z nich. Niestety, głównie z uciążliwego nękania sąsiadów. - Któregoś dnia przyszła i zaczęła krzyczeć, że mam oddać jej moje dziecko, bo spłodził je jej mąż - mówi Sandra Szczepańska (18 l.), mama Wiktora (10 mies.).

Niebezpieczne zaczepki

Wanda Wesołowska (78 l.), sąsiadka z góry, najpierw nasłuchała się, że powinna umrzeć, bo wypaliła jej laserem dziurę w kanapie, a nocą skakała jej po brzuchu, potem zobaczyła na chodniku krzyż ułożony z kamieni. - Zaczepia wszystkich, nawet dzieci, które wygania z podwórka. Kiedyś kolega mojego syna coś jej odpysknął, to przypaliła go papierosem - opowiada Danuta Brzezińska (52 l.).

Atak z nożem

Na tym się jednak nie kończy. - Trzy lata temu przyszła do mnie z nożem. Na szczęście zdążyłam zamknąć drzwi i tylko one są poharatane - opowiada mieszkająca piętro wyżej Jolanta Gorczycka (45 l.). - Trafiła na kilka miesięcy na leczenie, ale ja nadal drżę na myśl o przejściu obok jej mieszkania - dodaje kobieta. Lokatorzy podejrzewają, że Maryla L. nie bierze leków. Jak mówią, jej mąż nie ma na nią żadnego wpływu, czasem nawet słychać, jak obrywa od żony podczas awantur.

Kiedy to się skończy?

Ludzie mają dość czekania w strachu na jakąś tragedię. Tym bardziej że niedawno Maryla L. odkręciła na klatce zawory z gazem. Prosili o pomoc dzielnicowego, wzywali patrole, niestety bez efektu. Policjanci potwierdzają, że na Wiarusów 15 kilka razy już zaglądali. Radzą jednak raz a dobrze zgłosić sprawę na komendzie. - Niezbędne jest złożenie oficjalnego zawiadomienia, dzięki któremu możemy zrobić wywiad środowiskowy, a potem jeśli będzie trzeba, powiadomić opiekę społeczną - mówi Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Jedyną nadzieją dla mieszkańców jest to, że pomoc policji zakończy się wnioskiem o przymusowe leczenie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki