Mrugające lampki przyprawiają o mdłości
Mieszkańcy Białołęki skarżą się na oświetlenie, które niedawno zamontował Zarząd Zieleni wzdłuż wału przeciwpowodziowego nad Wisłą. Mrugające lampki przyprawiają spacerowiczów o zawroty głowy i mdłości. Jasna łuna światła utrudnia życie lokatorom z pobliskich bloków przy ul. Odkrytej 51. Szczególnie jak zapanuje tam mgła – o co nad Wisłą nie trudno. - To wygląda jak pas startowy – komentują przechodnie.
Projekt z budżetu obywatelskiego
Sprawą zajął się radny dzielnicy, który napisał pismo do urzędników. - Zwróciłem się do Zarządu Zieleni z apelem o natychmiastowy demontaż tych światełek. Moim zdaniem warto je wykorzystać do doświetlenia przejść dla pieszych, bo do tego one tylko służą – powiedział w rozmowie z „Super Expressem” Filip Pelc.
480 lampek zostało przyklejone do kostki brukowej czarną lepką substancją, na długości około 1200 metrów. Kosztowało to blisko 250 tysięcy złotych, a pieniądze pochodziły z… budżetu obywatelskiego. Jak się okazuje, projekt Bartosza Dąbrowy – również radnego Białołęki, został łagodnie mówiąc zmodyfikowany. Lampki miały być ledowe, solarne i co najważniejsze – dyskretnie świecące światłem stałym. - realizacja jest niezgodna z moim projektem – przyznał radny Dąbrowa.
Nie było innych lampek
Urzędnicy tłumaczą, że inaczej się nie dało. - Nie było na rynku urządzeń zasilanych bateriami słonecznymi świecących światłem stałym, które posiadałyby niezbędne certyfikaty i deklaracje zgodności i umożliwiały montaż w jednej kostce. Podjęto więc decyzję o zamontowaniu „kocich oczek” - wytłumaczyła Karolina Kwiecień-Łukaszewska, rzeczniczka prasowa ZZW.
Lampy nie mogły utrudniać przejazdu ciągnikom
Największym problemem okazała się nawierzchnia w jakiej miało zostać wykonane oświetlenie. Duża część asortymentu wymaga wywiercenia otworu, co w przypadku kostki brukowej wiązałoby się z rozwierceniem trzech do czterech kostek. Firmy nie gwarantowały stabilności nawierzchni, w której zamontowane zostałoby oświetlenie oraz jego trwałości. Nie były zainteresowane realizacją zadania. W dodatku zamontowane lampy nie mogły utrudniać poruszania się po wale ciągników z kosiarkami i pojazdów służb ratunkowych. - Ze względu na pełnione przez obwałowanie funkcje i obowiązujące zakazy wynikające z ustawy Prawo Wodne, nie brano pod uwagę wykonania oświetlenia zasilanego z przewodu elektrycznego – podsumowała rzeczniczka ZZW.
Mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce
Pod naciskiem radnych i mediów, Zarząd Zieleni postanowił przyciemnić światło emitowane przez mrugające lampki i nakleił na nie paski z czarnej taśmy izolacyjnej. Dziennikarze „SE” zauważyli na miejscu, że mieszkańcy wzięli jednak sprawy w swoje ręce i zakleili taśmą nie ledowe diody, a baterie słoneczne w lampkach. Bez dostępu do słońca, lampki w końcu przestaną działać. - Na ten moment nie rozważamy innej opcji modyfikacji tego oświetlenia – przekazała Karolina Kwiecień-Łukaszewska.