Sebastian Gaik wyszedł z mieszkania przy ul. Odkrytej na Tarchominie w niedzielę 17 stycznia. Poszedł tylko do apteki. Zabrał ze sobą telefon i portfel. Powiedział swojej partnerce, że za chwilę wróci. Nie wrócił do dziś. Tylko tego samego dnia zadzwonił na policję i powiedział, że ma wszystkiego dość.
Od tamtego czasu jego telefon zamilkł na dobre. A w mieszkaniu, gdzie mieszkał Sebastian, zjawili się kryminalni. - Powiedzieli, że Sebastian do nich dzwonił i powiedział coś, co ich bardzo zaniepokoiło. Nogi się pode mną ugięły.
Pojechałam z policjantami, żeby sprawdzić okolicę. Potem wzięli psa, ale ten zgubił trop niedaleko wyjścia z osiedla. Zgłosiłam więc oficjalnie jego zaginięcie – opowiada partnerka zaginionego, pani Monika. - Nie wiem co się stało z moim Sebastianem. Wyszedł z domu tylko na chwilę i przepadł bez śladu. Minął tydzień bez kontaktu z nim. Odchodzę od zmysłów, nie śpię po nocach i zastanawiam się co się mogło stać. Proszę Boga, żeby Sebastian wrócił cały i zdrowy – mówi załamana pani Monika.
Policjanci cały czas poszukują Sebastiana. Jak udało się nieoficjalnie dowiedzieć reporterom „Super Expressu”, jego telefon ostatni raz logował się w okolicach jeziorka w Łomiankach. - Mam nadzieję, że żyje. Błagam wszystkich, którzy go widzieli, albo wiedzą, gdzie jest, aby dali znać – prosi ze łzami w oczach pani Monika.
Polecany artykuł: