W niedzielę tuż przed południem Mateusz S. wraz z kolegami przyszedł na stadion miejski w Serocku pograć w piłkę.
- Odkąd zaczęły się wakacje, przychodzili tu praktycznie codziennie. Furtka była zamknięta, ale oni przeskakiwali sobie przez ogrodzenie i zaczynali grać - opowiada właściciel sklepu znajdującego się tuż obok stadionu.
Rozgrywka trwała w najlepsze, gdy nagle kopnięta przez jednego z zawodników piłka przeleciała ponad kilkumetrową siatką i wylądowała na posesji obok. Chłopcy przez chwilę próbowali wypatrzeć, gdzie wylądowała futbolówka, ale przeszkadzały im gęste krzaki. Wtedy Mateusz wpadł na pomysł, żeby wejść na platformę na słupie z transformatorem prądu i z góry rozejrzeć się w poszukiwaniu piłki.
- Nie pierwszy raz piłka wpadła nam w te krzaki, zawsze wchodziliśmy po tym słupie, więc nikt nie protestował - opowiadają koledzy Mateusza.
Ale tym razem podczas wdrapywania się na słup chłopak stracił równowagę na mokrej po deszczu powierzchni. Możliwe, że uderzył się w głowę i prawdopodobnie odruchowo złapał za jeden z przewodów pod napięciem. Porażony prądem natychmiast runął na chodnik. Kiedy kilka minut później przyjechała karetka, chłopak już nie żył.
Wczoraj w miejscu, gdzie zginął Mateusz, paliły się znicze. Jego koledzy nadal są w szoku po tym, co się stało.
- To mogło spotkać każdego z nas - mówią. Dokładny przebieg wypadku wyjaśni policyjne postępowanie. Śledczy sprawdzą też, czy urządzenie było należycie zabezpieczone.