O niezwykłej ucieczce Piotra R. pisaliśmy w maju i czerwcu ubiegłego roku. Oszusta z rąk policji konwojującej go do szpitala odbił inny gangster z czarnym pistoletem parabellum w ręku.
43-latek miał siedzieć do 2029 r. za oszustwa na kilkaset tysięcy złotych, ale nie zamierzał gnić w więzieniu. Poprosił o pomoc kolegę, który właśnie wychodził na wolność. Miał mu za to zapłacić 500 tys. zł. Pomogła im wspólna znajoma Katarzyna B. Przekazała przyszłemu zbiegowi instrukcję oraz kartę SIM do smartwatcha, dzięki któremu więzień mógł swobodnie omawiać ucieczkę. Strażnicy nie przyłapali go z tym sprzętem, bo ukrył zegarek w dziurze wydrążonej w ścianie celi. Plan był prosty: miał udawać kontuzję po ćwiczeniach na siłowni i poruszać się o kulach, dzięki temu uniknął założenia kajdanków. Dostał też od Katarzyny B. krople rozszerzające źrenice, które odegrały kluczową rolę w akcji.
Ucieczka miała miejsce 26 maja 2017 r. Wtedy Piotr. R został wezwany do prokuratury na Wiślicką, gdzie miał być przesłuchiwany. Stawił się z adwokatem. Prokurator pamięta, że Piotr R. poprosił o przerwę w przesłuchaniu i pokuśtykał do toalety. Do pokoju wrócił już z wielkimi źrenicami, mówił, że ma zawroty głowy. Mimo sprzeciwu przesłuchującej mecenas Daniel G. wezwał pogotowie, które zabrało Piotra R. do szpitala na Banacha. Lekarze szybko odesłali symulanta z kwitkiem. Gdy jeden z konwojujących go policjantów poszedł po radiowóz, do Piotra R. podbiegł Rafał M., podał mu broń, którą nastraszyli drugiego policjanta i uciekli do taksówki z korporacji "Ele", która czekała pod budynkiem, potem przesiedli się do innej. Kierowca Andrzej P. (51 l.) za 1000 zł zgodził się wywieźć ich do Poznania, za co później usłyszał zarzuty. Bandyci w czerwcu zostali namierzeni przez policyjnych łowców głów. - Obaj przyznali się do popełniania zarzucanych im czynów. Są tymczasowo aresztowani - mówi prok. Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Akt oskarżenia w sprawie ucieczki stulecia trafił właśnie do sądu.