„Śmieciowy rynek” w stolicy podzielony jest między firmy MPO, Lekaro, Byś, Pre Zero, Partner i Remondis. Urzędnicy wpadli na pomysł, aby pół miasta oddać Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania w trybie in-house (bez przetargu), bo uważali, że tak będzie taniej i korzystniej dla mieszkańców. Od lipca zmiany te dotyczyłyby Bemowa, Białołęki, Ochoty, Śródmieścia, Targówka, Ursusa, Włoch i Woli. A od października także Mokotowa. Firmy prywatne zajmujące się odpadami masowo zaprotestowały przeciwko temu pomysłowi. W poniedziałek, 28 marca, pierwszy raz protestami zajęła się Krajowa Izba Odwoławcza. W walce z miastem udział brało 10 prywatnych firm, a 30 innych wyraziło swoje poparcie. Po niespełna dwóch miesiącach, w poniedziałek 16 maja, arbitrzy KIO wydali wyrok zgodnie z którym miasto nie będzie mogło powierzyć odbioru śmieci spółce MPO w trybie bezprzetargowym.
- Rozstrzygnięcie jest dla nas bardzo korzystne. W świetle argumentów jakie przedstawiliśmy nie mieliśmy wątpliwości, że KIO uzna rację firm skarżących te procedurę. Pomysł miasta obchodził zasady europejskiego prawa i zasad konkurencji - mówi „Super Expressowi” Piotr Tokarski, rzecznik prasowy firmy Remondis. - Jesteśmy przekonani, że wybór firmy w trybie bezprzetargowym tylko zwiększyłby koszty i był niekorzystny dla mieszkańców. Jesteśmy usatysfakcjonowani decyzją KIO - dodaje Tokarski.
Zdaniem miasta, wprowadzenie trybu in-house wpływa pozytywnie na budowanie stabilnego rynku gospodarki odpadami. - Priorytetem MPO jest przede wszystkim rzetelna obsługa mieszkańców, a nie maksymalizacja zysków - zapewnia Monika Beuth-Lutyk, rzecznik prasowa warszawskiego ratusza.
Miasto wciąż może odwołać się do decyzji KIO. - Nasi prawnicy przeanalizują uzasadnienie i argumenty KIO. Jeśli uznamy, że możemy spierać się w kolejnej instancji to złożymy odwołanie - mówi Monika Beuth-Lutyk, rzecznik prasowa Warszawy.