Do tego makabrycznego, a jak się okazuje - podszytego także tajemnicą - wypadku doszło na wysokości budynku przy Grochowskiej 353. - Doszło do zderzenia samochodu osobowego ze skuterem. Mężczyzna kierujący jednośladem mimo podjętej reanimacji zmarł na miejscu - przekazała nam w dniu wypadku Gabriela Putyra z sekcji prasowej Komendy Stołecznej Policji.
Jak doszło do zderzenia? Według naszych ustaleń skuter pędził prawym pasem, a kierowca renault wykręcał w bramę pobliskiej kamienicy. Czy kierowca już w bramie gwałtownie wycofał auto, czy jeszcze nie zdążył wjechać? Fakt, że skuter huknął w tył auta, 49-latek wyleciał w powietrze, a skuter sunął po jezdni przez kilkanaście metrów. Ratownicy zaczęli reanimację rannego skuterzysty, jednak mężczyzna zmarł. Zadziwiające jest to, że kierowca renault nie miał cywilnej odwagi, by pomóc rannemu. Uciekł jak tchórz.
Zaparkował rozbite auto i rozpłynął się w powietrzu. Czy miał coś na sumieniu? Był pijany? Poszukiwanie go z policyjnym psem na razie nic nie dało. Cudny policyjny labrador niestety nie wywąchał śladu. – Zebraliśmy materiały dowodowe, zabezpieczyliśmy zapisy monitoringu i przesłuchaliśmy świadków. Na miejscu był również biegły. Ale nadal ustalana jest tożsamość kierowcy auta – mówiła nam w czwartek nadkom. Joanna Węgrzyniak z komendy policji na Pradze-Południe.
Policjantka dodała, że jest jeszcze za wcześnie na podawanie szczegółów wypadku takich jak np. prędkość pojazdów oraz przesądzanie o winie uczestników.