- Na pokładzie samolotu wypełniliśmy kartę. Co ciekawe formularz był z 2018 roku. Podaliśmy bardzo podstawowe informacje bez wzmianki nawet o tym gdzie byliśmy i ile czasu.Przy wyjściu z samolotu stało ok 4 pracowników pogotowia. Na początku wyglądało to poważnie i groźnie. Okazało się że odebrali od nas tylko karty i mogliśmy przejść dalej - napisała nasza czytelniczka.
Kobieta dodaje, że liczyła na dalsze informacje. - Że ktoś dalej będzie a tu nic. Wzięliśmy bagaże i tyle. Widziałam, że inni podróżni też byli w szoku. Nikt nie miał masek, mimo, że na lotnisku w Chinach nie widziałam ani jednej osoby bez maski - relacjonuje.
CZYTAJ : Koronawirus z Chin! Tak się rozprzestrzenia zaraza. ZOBACZ gdzie już jest
Podróżna twierdzi, że na lotnisku w Chinach przeszli tylko kontrolę kamerą termowizyjną. Nikt nie pytał gdzie wcześniej przebywali. - Chcieliśmy pojechać do szpitala zakaźnego na badania z własnej inicjatywy, ale okazało się że nie mamy skierowania albo od lekarza z lotniska (którego tam dziś nie było). Przez telefon usłyszeliśmy, że generalnie to nie ma na to badań, więc mamy czekać aż może się coś wylęgnie - podsumowuje kobieta.
O sytuacji poinformowaliśmy rzecznika prasowego lotniska w Warszawie. - Nie ma potrzeby wywoływania paniki. Obecnie nie ma konieczności stosowania środków ochrony bezpośredniej. Maski chirurgiczne w opinii lekarzy nie chronią w żadnym stopniu przed wirusem. Jeśli chodzi o zalecenia, to są one wydawane przez GIS. Podróżni do Azji Wschodniej w przypadku stwierdzenia objawów powinni natychmiast zgłosić się do szpitala. Podczas lotów personel obserwuje pasażerów. Gdyby któryś z nich miał gorączkę lub kichał, to wdrożylibyśmy specjalne procedury - twierdzi Piotr Rudzki.
Zdaniem Rudzkiego, MSZ ma dokładne dane o Polakach przebywających w Chinach i wie, gdzie takie osoby podróżowały. - Trzeba podejść do tej sytuacji z dozą spokoju. Nerwy i panika nie pomogą. Zapewniamy, że nie ma czego się obawiać - podsumowuje Rudzki.
Spokoju nie zachował pilot, który dowiedział się że na pokładzie jego samolotu mogą być osoby, które miały kontakt ze studentami, którzy lecieli z Chin. (O SYTUACJI PISALIŚMY TUTAJ)